"Stan po Burzy" to autorski program Agnieszki Burzyńskiej i Andrzeja Stankiewicza, w którym czołowi publicyści Onetu i Faktu dyskutują o najważniejszych politycznych wydarzeniach tygodnia. Zapraszamy do posłuchania!
"Stan Wyjątkowy na wybory. Dodatkowe wydanie kampanijne! #OnetAudio
Od 5 września "Stan Wyjątkowy" będzie emitowany dwa razy w tygodniu. Zapraszamy na specjalne wydania naszego słuchowiska politycznego we wtorki. Premiera o 19 na stronie głównej Onetu oraz w serwisie YouTube. Po emisji do wysłuchania i obejrzenia w ramach pakietu Onet Premium. Zapraszają Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka.
9/5/2023 • 23 seconds
Specjalne wydanie. Długosz, Grochal, Dziubka i Stankiewicz w interaktywnej dyskusji z widzami | Zapowiedź
Już 5 czerwca o godz. 18 specjalne, interaktywne wydanie słuchowiska politycznego "Stan Wyjątkowy". Jego twórcy Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Kamil Dziubka oraz Renata Grochal zapraszają nie tylko do słuchania i oglądania, ale także — to nowość! — do włączenia się w rozmowę dotyczącą gorącej sytuacji politycznej. Udział w wydarzeniu mogą wziąć wszyscy subskrybenci pakietu Onet Premium. Jeśli nie jesteście Państwo subskrybentami, możecie do nas dołączyć klikając w ten link: https://premium.onet.pl/ Link do rejestracji na wydarzenie: https://eventory.cc/event/stan-wyjatkowy-live?private_code=Ns9qX8yAaq
6/1/2023 • 44 seconds
Kaczyński wystraszył się Tuska. Morawiecki z Ziobrą w oborze. Czarnka napędzają pragnienia #OnetAudio
Już 5 czerwca o godz. 18 specjalne, interaktywne wydanie słuchowiska politycznego "Stan Wyjątkowy". Jego twórcy Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Kamil Dziubka oraz Renata Grochal zapraszają nie tylko do słuchania i oglądania, ale także — to nowość! — do włączenia się w rozmowę dotyczącą gorącej sytuacji politycznej. Udział w wydarzeniu mogą wziąć wszyscy subskrybenci pakietu Onet Premium. Jeśli nie jesteście Państwo subskrybentami, możecie do nas dołączyć klikając w ten link: https://premium.onet.pl/ Link do rejestracji na wydarzenie: https://eventory.cc/event/stan-wyjatkowy-live?private_code=Ns9qX8yAaq
5/27/2023 • 57 minutes, 23 seconds
Co ze zdrowiem Jarosława Kaczyńskiego i kto w obozie władzy wykorzystuje słabość prezesa PiS? | TEASER #OnetAudio
Całość TYLKO w aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez limitu. To jest wyjątkowe wydanie „Stanu Wyjątkowego”. Wszyscy prowadzący — Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka — spotykają się razem w studiu, by politycznie podsumować sytuację polityczną na półmetku kampanii wyborczej. Na pierwszy ogień idzie obóz władzy. Cały odcinek "Stanu Wyjątkowego" dostępny jest w serwisie Onet.pl dla abonentów Onet Premium (wersja wideo) oraz w aplikacji Onet Audio (wersja audio). Pełną wersję wideo możesz obejrzeć tu: https://wiadomosci.onet.pl/stan-wyjatkowy-podcast-onetu Premiera części pierwszej w świąteczną Niedzielę o 12.00. Część druga - która dotyczy sytuacji opozycji - dostępna będzie od południa w Poniedziałek Wielkanocny.
4/8/2023 • 4 minutes, 36 seconds
Podsumowanie wyjątkowego politycznie roku. Czy opozycja jest w stanie wygrać z PiS? | TEASER
Co zmienił powrót Donalda Tuska do polskiej polityki? W jakiej formie jest Platforma Obywatelska? Będzie jedna czy dwie listy opozycji w wyborach? W czyich rękach są klucze do wspólnej listy? Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka zapraszają na oryginalne podsumowanie wyjątkowego politycznie roku. Wyjątkowy odcinek Stanu Wyjątkowego dostępny jest dla: Użytkowników aplikacji Onet Audio: https://bit.ly/3NpjcES Abonentów Onet Premium w wersji wideo: https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/podsumowanie-roku-ze-stanem-wyjatkowym-czesc-druga-kto-ma-klucz-do-sukcesu-opozycji/lp4etzj Pierwsza część w aplikacji Onet Audio: https://bit.ly/3NpjcES
12/29/2022 • 3 minutes, 5 seconds
2022 rok w PiS. Wyjątkowe podsumowanie wyjątkowego politycznie roku | Teaser
Wyjątkowy odcinek Stanu Wyjątkowego jest dostępny do posłuchania dla abonentów Onet Premium w aplikacji Onet Audio: https://bit.ly/3NpjcES Odcinek można również obejrzeć w formie wideo pod adresem: https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/podsumowanie-roku-ze-stanem-wyjatkowym-wszystkie-tajemnice-pis/d4yn345 Pierwszą część można oglądać i słuchać od 23 grudnia. Część druga będzie dostępna od 30 grudnia. Jakie były kluczowe wydarzenia polityczne mijającego roku? Czy Mateusz Morawiecki pozostanie premierem? Czym wyróżnił się prezydent Andrzej Duda i czy jego prezydentura nabrała sensu? Po raz pierwszy wszyscy prowadzący razem w jednym studiu. Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka zapraszają na oryginalne podsumowanie wyjątkowego politycznie roku.
Proszę sobie wyobrazić tę niemal gangsterską scenę. Jest wczesna wiosna 2014 r., rządzi koalicja PO-PSL, a premierem jest Donald Tusk. Tak, tak wiemy, na samą myśl o tym jedni wzdychają z rozrzewnieniem, inni toczą pianę z ust — ale my nie o tym. Oto prowadzący kelnerskie studio nagrań w knajpie u „Sowy” szemrany biznesmen Marek Falenta wraz ze swym niemniej szemranym wspólnikiem z sektora ruskiego węgla Marcinem W. podejmują premierowicza Michała Tuska. Nie, żeby go jakoś szczególnie znali. Po prostu zażądali, żeby to on wpadł po łapówkę od Ruskich dla starego. Nie wiedzą biedacy, że młody drze koty ze starym i pewnie go wystawi przy podziale łupu — ale to znów nie o tym. Falenta zachowawczo siedzi w fotelu, za to W. zawadiacko zasiadł za biurkiem. Wchodzi młody, rozgląda się po pokoju. Widzi kamery, ale nie sprawia wrażenia, że czegoś się boi, może nawet lekko się do nich uśmiecha. Wyciąga z kieszeni reklamówkę z Biedronki. Gospodarze rozumieją ten umówiony kod. Wskazują na podłogę, na której spoczywa podobna reklamówka, z nieco bardziej wytartą biedronką, mocno napęczniałą od 600 tys. ruskich euro znajdujących się w środku. Młody rozchyla spuchniętą biedronkę i rzuca do szemranych ruskich węglarzy: „Czy kasa się zgadza?”. Marcin W. nie wytrzymuje: „Czy to są jakieś jaja? Może byś wziął reklamówkę i wyszedł?” Młody jest namolny, jego wprawne oko podejrzewa, że biedronka na reklamówce gospodarzy jest jednak trochę za chuda. Marcin W. też z niejednego pieca ruskie pierogi jadł. „A co, jak się kasa nie zgadza?” — rzuca premierowiczowi w twarz. Młody z flegmą: „Nie wiem, czy oglądamy te same filmy, ale jak się j***ąłeś, to cię od***ią” — choć jest humanistą, nie bawi się w zaawansowane słowotwórstwo. W. nie poddaje się w tym pojedynku na elokwencję. Wszak ma szeroką wiedzę filmową — w myślach ekspresowo dokonuje selekcji: „seriale kryminalne”, „telewizja TVN”, „rok 2007”. „Też oglądałem »Odwróconych« czy »Świadka Koronnego«” — cedzi przez zęby. Młody nie wytrzymuje. Spuszcza wzrok, pospiesznie chwyta reklamówkę z Biedronki i machając do kamer „cześć”, wychodzi. Dla twórców słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” — Andrzeja Stankiewicza (ONET.PL) oraz Dominiki Długosz („Newsweek”) — ten naturalistyczny opis korupcji klanu Tusków oparty o zeznania Marcina W. przed prokuraturą jest całkowicie wiarygodny. Nie potrafimy w tej sytuacji zrozumieć, jak to jest, że Zbigniew Ziobro — Najlepszy Prokurator Generalny Naszej Galaktyki — do tej pory nie aresztował zepsutych do spodu młodego, starego i Ruskich, a w dodatku nie zabezpieczył nagrań i nie przechwycił 600 tys. euro. Dla Polski rzecz jasna. Może pan Zbigniew ma mniej od nas wiary w tę sielankową scenkę? A może pan Zbigniew obawia się zbyt drastycznych kroków w sprawach dotyczących Falenty, bo zakłada, że wpadłby na trop swych towarzyszy z PiS, a może i biedronek? No bo, panie Zbyszku, i Pan i twórcy „Stanu Wyjątkowego” wiedzą, że ludzie PiS kręcili się wokół Falenty tak skutecznie, że pod koniec 2013 r. odpalił im parę kelnerskich taśm ze swej reklamówki, która latem 2014 r. posłużyła do zatopienia rządów Platformy. Tak, to wydanie naszego słuchowiska politycznego będzie właśnie o tym. Cały odcinek znajdziesz w aplikacji Onet Audio.
10/23/2022 • 41 minutes, 45 seconds
Tusk uderza seksaferą w Kuchcińskiego. Kaczyński przykręca śrubę Morawieckiemu. Nikt nie chce Komorowskiego z Gowinem #OnetAudio
Puśćmy wodze fantazji. Oto niemal 10 tys. sklepów, których symbolem jest zielonkawy płaz, zostaje zgodnie z wolą prezesa Jarosława Kaczyńskiego przejętych przez państwo. Kupując tam poranną kawę zbożową, modny wegański smalec oraz narodowe brykiety węgla brunatnego, można byłoby jednocześnie zaopatrzyć się w najnowsze publikacje patriotyczne. Dzieła zebrane prezesa — to oczywistość. Ale do tego brawurowa wykładnia Konstytucji autorstwa Julii Przyłębskiej, elementarz zarządzania Jacka Sasina, poradnik dla frankowiczów Mateusza Morawieckiego, zestaw wróżb i przepowiedni Adama Glapińskiego, nie wspominając o encyklopedii medycyny niekonwencjonalnej, nad którą pracuje Łukasz Mejza. Dla klientów +18 dodatkowo zestaw młodzieńczych fotografii Ryszarda Terleckiego. No i płyty Kukiza — to jasne. Marzenia twórców „Stanu Wyjątkowego” Andrzeja Stankiewicza (ONET.PL) oraz Renaty Grochal („Newsweek”) mogą się szybko spełnić — wszak rząd prowadzi biznesowe rozmowy z amerykańskim funduszem inwestycyjnym CVC Capital Partners. Właśnie dopina odkupienie od niego spółki PKP Energetyka, sprzedanej pod koniec rządów Platformy. Prezes kalkuluje — słusznie — że zagraniczne fundusze inwestycyjne nie są trwałymi inwestorami, a w dodatku wojna na Ukrainie może je wypłoszyć z naszej części Europy. Czemu więc nie odkupić od CVC także sklepów z płazem w nazwie, by przestawić je na handel patriotyczną strawą, także duchową? Transakcję może pomóc dopiąć najbardziej obrotny biznesmen związany z PiS — ojciec Tadeusz Rydzyk. Amerykanie od lat robią interesy właśnie z ojcem dyrektorem. Zaczęli akurat kiedy PiS wprowadzało zakaz handlu w niedzielę. Tak się — zapewne przypadkiem — złożyło, że ich sklepy ten zakaz ominął. „Stan Wyjątkowy” zauważa, że po odzyskaniu płaza, kupowanie tam w niedzielę byłoby w sumie patriotyczne. Snując dalsze plany biznesowych podbojów — za nasze pieniądze — Kaczyński jednocześnie przykręca śrubę premierowi. Mateusz Morawiecki właśnie stracił swoją prawą rękę w sprawach europejskich — ministra Konrada Szymańskiego, który próbował po swojemu budować kompromis z Brukselą. Zastąpi go jego dawny asystent Szymon Szynkowski vel Sęk — ten z kolei w ciemno realizuje politykę Kaczyńskiego. A skoro Kaczyński stawia na wojnę z Unią Europejską, to Szynkowski vel Sęk stanie się jego pierwszym europejskim żołnierzem. Morawiecki, który w głębi serca chciałby się z UE dogadać, nie ma wyjścia — żeby trwać na stanowisku premiera, musi połknąć tę żabkę. To zresztą kolejne w serii personalnych upokorzeń premiera. Wcześniej Morawiecki pod naciskiem Kaczyńskiego musiał się pozbyć swego zaufanego szefa Kancelarii Premiera — Michała Dworczyka. Jego następcą został właśnie ślepo oddany prezesowi poseł PiS Marek Kuchciński. Lider opozycji Donald Tusk skorzystał z okazji i zasugerował, że Kuchciński jest zamieszany w seksaferę na Podkarpaciu, skąd pochodzi. Chodzi o zarzuty byłego agenta CBA, który twierdzi, że widział nagranie ze spotkania Kuchcińskiego z 14-letnią ukraińską prostytutką. Dla jasności — twórcy „Stanu Wyjątkowego” znają tę sprawę, bo ów dawny agent CBA spotykał się z dziennikarzami, przekonując do swej opowieści. Problem polega na tym, że nie przedstawił żadnych dowodów. Już w 2019 r. Kuchciński doniósł na niego do prokuratury, złożył prywatny akt oskarżenia oraz wytoczył proces cywilny za opowieści o pedofilskiej taśmie z domu uciech. Agent dostał prokuratorskie zarzuty i właśnie trwa jego proces. A Kuchciński odgraża się procesami wszystkim innym, którzy przywołują te oskarżenia. „Kategorycznie stwierdzam, iż insynuacje sugerujące jakikolwiek mój związek z nieobyczajnym zachowaniem czy przestępstwem są nieprawdziwe” — twierdzi. „Stan Wyjątkowy” zastanawia się, czy pozwie Tuska? Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 5 seconds
Kaczyński zazdrości Berlusconiemu. Kuchciński lubi odloty. Ludzie Morawieckiego zrobili bank #OnetAudio
Przyznajemy: na przemian jesteśmy zdumieni i oblewamy się pąsem. Zdumienia doświadczamy, gdyż okazuje się, że — wbrew niecnym teoriom opozycji — na terenowe wiece z Jarosławem Kaczyńskim dostają się nie tylko twardzi aktywiści PiS. W Szczecinie, dajmy na to, na spotkanie wszedł z otwartą przyłbicą działacz KOD — organizatorzy dali mu nawet przepustkę z logo PiS i pozwolili cyknąć parę fotek z ministrami. Nie żeby byli tak gościnni. Po prostu dobro Polski na moment w nich zaspało, ale gdy się obudziło — na szczęście jeszcze przed prologiem prezesa — to z miejsca gościa zredukowali. Problem taki, że nie docenili przeciwnika. Gdy oni byli zajęci tłumaczeniem dobra Polski przebiegłemu kodziarzowi, na salę zręcznie wbił się syn europosła Platformy Bartosza Arłukowicza, który już podczas stand-upu prezesa zaczął energicznie kwestionować dogmat o jego nieomylności. Autorzy „Stanu Wyjątkowego” — dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka — demaskują podstęp Maksyma Arłukowicza, który jednocześnie obnaża marność partyjnych służb kontrolnych PiS, nadzorowanych wszak przez byłego szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego, wiceszefa partii władzy. Otóż młody Arłukowicz wszedł na imprezę MC Jarosława posługując się wejściówką na koncert rapera Fukaja. Organizatorzy najwyraźniej uznali, że ponieważ przepustka juniora jest zupełnie inna do identyfikatorów PiS, to musi on być bardzo ważny — i dali mu miejscówkę w pierwszym rzędzie, dzięki czemu Kaczyński wyraźniej usłyszał o swej „hańbie” i „kłamstwach”. Doceniamy jednak gest prezesa — widząc, że rośli pisowianie „Jojo” Brudzińskiego spieszą się pokochać Arłukowicza, dał sygnał, że młodego nie trzeba całkiem redukować. A już jak go wystarczająco zredukowali, to po prostu zadał mu swoje klasyczne pytanie o sens życia: czy reprezentuje interesy Polski czy Niemiec. Pytanie zawisło nad pustym krzesłem, zdobytym przepustką na Fukaja. Ale, tak właśnie, czujemy się także zawstydzeni. No bo kto by się spodziewał, że po odsianiu podejrzanych politycznie, narodowo i obyczajowo elementów, na sali poza dobrem Polski pojawi się jeszcze włoska frywolność? Nie wchodźmy w szczegóły, by nie przeginać z pąsem. W Szczecinie otóż okazało się, że Jarosław Kaczyński zazdrości żywotności Silvio Berlusconiemu, co sala odebrała jednoznacznie, reagując rechotem i dwoma jednobrzmiącymi słowami z arsenału byłego premiera Włoch. Wolna miłość starca Berlusconiego przypomniała nam, że nowy szef Kancelarii Premiera Marek Kuchciński też ją praktykował, tyle że w młodości — rzecz jasna jednocześnie z intensywnym treningiem chemicznym, właściwym porządnemu hippisowi. Do dziś Kuchciński jest znany ze swego hippisowskiego podejścia do pracy. Choć my słyniemy z wyważonych poglądów i stonowanego języka, to musimy przyznać, że jest po prostu strasznym leniem — w tej kadencji Sejmu nie zabrał głosu z mównicy ANI RAZU. Raz jeszcze: PRZEZ TRZY LATA W SEJMIE NIE ODEZWAŁ SIĘ ANI SŁOWEM. Ale — szukając klucza do tej nominacji superlenia na wymagające największego zaangażowania stanowisko w rządzie — zrozumieliśmy, że to patriotyczny gest, którym rząd jasno promuje kampanię oszczędności. Otóż możemy być pewni, że Kuchciński będzie wychodził z pracy przed wczesnym zimowym zmrokiem, co oznacza duże oszczędności w rządowych rachunkach za prąd. W tym sensie będzie nawet bardziej wydajny, niż gdyby siedział przy włączonym świetle i nic nie robił. Nominacja dla Kuchcińskiego to skutek wojny wewnątrz PiS, w której poległ poprzedni szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk, najbliższy współpracownik Mateusza Morawieckiego. Kuchciński na pewno — w odróżnieniu od Dworczyka — nie będzie się przepracowywał, ale nie taka jest jego rola. Ma pilnować Morawieckiego i donosić Kaczyńskiemu. Ludzie premiera w rządzie i spółkach odbierają to jako sygnał, że ich pryncypał traci wpływy i jeszcze przed wyborami może stracić fotel. Dlatego zabezpieczają sobie bezpieczny odwrót — ich „arką Mateusza” ma być nowy bank, który państwo tworzy specjalnie po to, by ratować upadający Getin Noble Bank Leszka Czarneckiego. Ludzie Morawieckiego już objęli kluczowe posady w tym projekcie. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 44 seconds
Sasin skoczył Morawieckiemu do gardła. Morawiecki zrzuca z sań Dworczyka. A Suski pije i śpiewa #OnetAudio
Oj, nie jest dziś łatwo być człowiekiem premiera. Możesz wypruwać sobie żyły dla Polski — przekupować posłów w Sejmie i radnych w terenie, brać za mordę niepolskie media, rozprowadzać prawdziwych patriotów w spółkach, wciągać do pracy dla partii byłych złodziei i propaństwowo resocjalizować degeneratów — a Morawiecki i tak zrzuci cię z sań, byle tylko zachować własny stołek. Tak, to mogłoby być żałobne wydanie słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” — wszak żegnamy szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka, który dostarczył nam przez ostatnie 5 lat masy radości i wzruszeń. Twórcy „Stanu Wyjątkowego” — Andrzej Stankiewicz (Onet) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) — z jednego tylko powodu powstrzymują łzy. Otóż, czujemy tu ruską robotę. No bo jak to tak? Od kiedy do Internetu wyciekają maile Dworczyka, pokazujące jego dzielną — nawet jeśli czasem opartą o plugawe metody — walkę o dobro Polski, obóz władzy twierdzi, że to robota Putina, który zaczaił się, by załatwić prawdziwego polskiego patriotę. Jeśli dziś Dworczyk wylatuje z rządu właśnie przez maile, to czyż nie jest to realizowanie kremlowskiego scenariusza? Pójdźmy dalej tym patriotycznym tokiem myślenia. Otóż dymisję wymusili wrogowie Morawieckiego w PiS, których skrzyknął i ogarnął wicepremier Jacek Sasin. No to czyj oni realizują interes — że zapytamy w niepodrabialnym stylu prezesa Kaczyńskiego? Biorąc to wszystko pod uwagę „Stan Wyjątkowy” czuje się w obowiązku ujawnić kulisy tych knowań w obozie władzy. Otóż w ostatnich tygodniach Sasin — wykorzystując drożyznę i nadciągający kryzys na rynku energii — podjął próbę przeprowadzenia politycznej egzekucji Morawieckiego. Przekonał do tego wielu ludzi w partii — w tym marszałek Sejmu Elżbietę Witek, szefa MON Mariusza Błaszczaka, byłą premier Beatę Szydło oraz byłego ministra tępej propagandy Jacka Kurskiego. Faktem jest, że Sasin nie musiał się bardzo starać, bo każdy z nich ma z Morawieckim śmiercionośne porachunki. W ramach przygotowania artyleryjskiego Sasinowcy wyprowadzili serię przecieków, które pokazywać miały zaniedbania Morawieckiego, zwłaszcza jeśli chodzi o zakupy węgla przed zimą. Morawiecki czuł pismo nosem i odpowiedział atakiem na ludzi Sasina w energetyce, przekonując, że dorabiają się milionów na rosnących rachunkach Polaków. Panowie po raz pierwszy tak otwarcie wzięli się za łby — i każda ze stron puszyła się, że na dniach wykończy drugą. Albo kłamali, albo w tej swej furii podlanej zapiekłością oderwali się od rzeczywistości. „Stan Wyjątkowy” przewidywał, że Kaczyński co prawda pozwoli im się ostro dojeżdżać — wszak jest fanem rodeo — ale finalnie wkroczy, bo zbyt ostre ujeżdżanie groziłoby całej stajni. I tak się stało. Z jednej strony Sasin dostał rozkaz wycofania się, a jego spółki energetyczne muszą zgodnie z żądaniem Morawieckiego ściąć swoje rachunki na prąd wysyłane Polakom. Z drugiej jednak strony Kaczyński nie mógł ukarać Sasina, bo zbudowana przez niego frakcja zwolenników odwołania Morawieckiego jest zbyt silna. Co więcej — Kaczyński uznał, że jest tak silna, że musi jej coś dać. I nakazał ściąć Dworczyka, który w wyciekających od ponad roku mailach — pisanych dla dobra Polski rzecz jasna — opluł tak wielu wpływowych ludzi w PiS, że idealnie nadaje się na rytualną ofiarę. Ta dymisja to ogromne osłabienie Morawieckiego, bo — znów odwołajmy się do maili dla Polski — Dworczyk był jego oczami i uszami w PiS, często mózgiem politycznych knowań, a gdy trzeba to i partyjnym bicepsem. Jednym słowem — Morawiecki bez Dworczyka nie jest już tym samym Morawieckim. W dodatku Kaczyński otwartym tekstem zapowiedział, że los premiera zależy do tego, jak poradzi sobie z węglowym kryzysem. Rzeczywiście, po co dowoływać premiera już teraz, skoro można go katapultować, jeśli ponurą jesienią lub chłodną zimą zacznie brakować ciepła i światła? „Stan Wyjątkowy” zachodzi przy tym w głowę. Jak wielu posłów podczas wyjazdowego, pojednawczego posiedzenia klubu PiS piło i śpiewało z radości, że Morawiecki z Sasinem się jeszcze nie pozabijali? A jak wielu ze smutku, że premier z wicepremierem podkładają sobie świnie akurat wtedy, kiedy — dla dobra partii i państwa — powinni kopać węgiel i grzać kaloryfery? Intryguje nas zwłaszcza Marek Suski, który po imprezie był na przemian ucieszony i zasmucony. A na pewno porządnie, jesiennie zawiany. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 24 seconds
Szamanka załatwiła Kurskiego. Witek na premiera. Żona Ziobry śledzona przez Ziobrę #OnetAudio
Nie ma lepszego dowodu na to, że PiS jest formacją mistyczną, nie zaś cyniczną. Oto okazuje się, że za odwołaniem cynika Jacka Kurskiego z posady prezesa TVP stoi główna partyjna mistyczka Janina Goss, niezrównana zbieraczka ziółek i parzycielka naparów. Ta szamanka PiS jest dobrym duchem Jarosława Kaczyńskiego od czasów, gdy — jeszcze przed erą kina moralnego niepokoju — próbował on swych sił w obrazie dla zbuntowanej młodzieży „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Goss nigdy kariery w filmie nie próbowała — większość zawodowego życia spędziła jako radca prawny w łódzkiej spółdzielni spożywców „Społem”. Jedyne co łączy ją z kinem dla młodzieży to nieoficjalny partyjny pseudonim „Tekla” — od imienia, które w kreskówce o pszczółce Mai nosi dość odpychająca pajęczyca. Jedno się zgadza — w PiS wszyscy się „pani mecenas” boją, jak pszczoły bały się Tekli. Długi staż u boku prezesa, bezwzględna lojalność, a nade wszystko stałe zaopatrywanie go w ziołowe mikstury i odciągające promieniowanie kasztany — to wszystko pozwoliło jej wykończyć już niejednego zawodnika. Ostatnim był Antoni Macierewicz, który chciał się panoszyć w łódzkim PiS, traktowanym przez szamankę jako własne księstwo. Kurski musiał upaść na głowę — i nieprzeciętnie się obić — skoro zdecydował się na konflikt z szamanką. A zdecydował się: w sierpniu odwołał szefa łódzkiego oddziału TVP3 Błażeja Kronica, który był wskazany przez Goss. Co więcej, Kurski osobiście pofatygował się do Łodzi, żeby na spotkaniu w TVP dobitnie oświadczyć, że decyzji nie zmieni nawet, gdyby chciał go zmusić sam Jarosław Kaczyński. Mówiliśmy, że się porządnie obił, prawda? Staroświecka i anachroniczna na co dzień Goss okazała się tym razem zaskakująco postępowa. Zupełnym przypadkiem zdobyła — nie bójmy się tego powiedzieć: wyczarowała — nagranie z tego spotkania. I razem ze zdrowotnymi naparami sprezentowała je Kaczyńskiemu. Finał znamy — „Kura” rozpaczliwie szuka pracy, rozpuszczając pogłoski, że będzie ministrem cyfryzacji. Prawda jest taka, że na razie Kaczyński nie chce go nawet wpuścić na korytarz na Nowogrodzkiej, gdzie miłośniczka geranium ma stałą przepustkę. Pani Janino, twórcy „Stanu Wyjątkowego” — Andrzej Stankiewicz z Onetu i Renata Grochal z „Newsweeka” — gratulują skuteczności taśmowej mistyki. Może już Pani odpuścić nakłuwanie kukiełki kurczęcia. Żeby zostać ministrem cyfryzacji Kurski musiałby najpierw odebrać tę fuchę Mateuszowi Morawieckiemu, bo formalnie to szef rządu i jego Kancelaria Premiera odpowiadają za cyfryzację. Inna rzecz, że Kurski ma nawet dalej idące ambicje — chce obalić Morawieckiego. Włączył się w bunt przeciwko premierowi, którego motorem jest minister od państwowych spółek Jacek Sasin. Spiskowców jest zresztą więcej — także była premier Beata Szydło, szef MON Mariusz Błaszczak czy marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Atakują Morawieckiego za błędy, które mogą się przyczynić do porażki wyborczej PiS — chodzi głównie o zbyt późne zakupy węgla. Morawiecki w odpowiedzi atakuje Sasina, podkreślając, że to on odpowiada za spółki energetyczne, paliwowe i gazowe, które drastycznie podnoszą ceny, jednocześnie pławiąc się w rekordowych zyskach. Na razie Kaczyński premiera nie wymieni, bo kryzys energetyczny nie dotarł jeszcze do portfeli wszystkich Polaków. Jednak jeśli jesienią lub zimą ludzie będą wściekli, to Morawiecki może stracić fotel. Podczas dyskusji na ostatnim posiedzeniu Komitetu Politycznego PiS jako potencjalni następcy najczęściej wskazywani byli Mariusz Błaszczak i — to nowość — Elżbieta Witek, przyjaciółka nienawidzącej premiera Beaty Szydło. Przy okazji byłby to triumf Zbigniewa Ziobry, który od lat stara się — też pod rękę z Szydło — wysadzić z fotela Morawieckiego. Renata Grochal wydała właśnie biografię Ziobry i opowiada w „Stanie Wyjątkowym”, o co gra nadprokurator. A gra o to, co po Morawieckim. I po Kaczyńskim. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 19 seconds
Macierewicz trafiony Smoleńskiem. Tusk wierzy, że Morawiecki to człowiek Moskwy. Kaczyński wyrzuca traktorzystę Ziobry #OnetAudio
Antoni Macierewicz to uwielbia — znów znalazł się w świetle jupiterów. Był już nieco zapomniany i przykurzony, ale po demaskatorskim reportażu telewizji TVN24 wstąpiła w niego nowa energia. Pal licho, że wedle autora reportażu „Siła kłamstwa” Piotra Świerczka — który Smoleńskiem zajmuje się od lat — Macierewicz sfałszował raport na temat przyczyn katastrofy, byle tylko dowieść, że Lech Kaczyński zginął w ruskim zamachu. Dla Macierewicza najważniejsze jest to, że znów wszystkie kamery zwrócone są na niego, że znów bryluje w Sejmie, że znów podnosi i zawiesza głos, że marszczy brwi i wierci oczami, że wskazuje wrogów i sączy spiski. Autorzy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” — dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka — dobrze znają ten stan Macierewiczowskiej ekstazy, gdy kolejna awantura smoleńska wynosi go na piedestał. Różnica jest taka, że dotąd to Macierewicz sam takie awantury prowokował — ostatni raz w kwietniu, gdy przy okazji rocznicy katastrofy w swym raporcie smoleńskim umieścił zdjęcia nagich ciał ofiar. Ależ się wtedy puszył, na przemian oburzał i współczuł, ba nawet chciał ścigać winnych — czyli powinien ścignąć sam siebie, bo tuż przed publikacją raportu sam te niejawne przez lata, bolesne zdjęcia kazał odtajnić. Tym razem sprawa jest znacznie poważniejsza, bo — na szczęście — nie uczestniczymy w spektaklu sterowanym przez Macierewicza. Reportaż Świerczka to najważniejszy dotąd dowód na to, że przez lata tworząc swe raporty Macierewicz świadomie manipulował wynikami badań. Że pomijał albo zniekształcał konkretne, precyzyjne informacje przeczące jego teoriom zamachowym. Do tej pory Macierewicz — ale także szef PiS — Jarosław Kaczyński przekonywali nas, że do wyjaśnienia przyczyn katastrofy niezbędne są analizy zagranicznych instytutów i laboratoriów. Za górę pieniędzy zamówili więc za granicą ekspertyzy. Kluczowa z nich — autorstwa amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań Lotniczych (NIAR) — kosztowała aż 8 mln zł z 30 mln zł, które do tej pory poszło na działalność podkomisji. I została przez Macierewicza ukryta, bo nie pasowała mu do tezy. W swym reportażu TVN24 pokazuje tę ekspertyzę. Znajduje się tam odpowiedź na pytanie, czy skrzydło samolotu mogło zostać przecięte po uderzeniu w brzozę. Owa brzoza z działki rosyjskiego lekarza Nikołaja Bodina — który był świadkiem katastrofy — to symbol. Według stworzonej za poprzednich rządów komisji Jerzego Millera skrzydło zostało oderwane po uderzeniu w brzozę, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy. Ale Macierewicz od lat dowodzi, że drzewo nie mogło przeciąć stalowego skrzydła. A skoro skrzydło nie zostało oderwane przez brzozę, to znaczy, że wysadziła je bomba. I że to zamach. Naukowcy z NIAR przeprowadzili symulację zderzenia, która wykazała, że brzoza mogła zniszczyć skrzydło samolotu. Ten wniosek nie znalazł się w ostatecznym raporcie podkomisji smoleńskiej, bo zaprzeczał podstawowej tezie Macierewicza — że brzoza nie miała żadnego wpływu na katastrofę. Takich przykładów jest więcej. Gdy podkomisja Macierewicza przeprowadziła eksperymentalne wybuchy na modelu skrzydła, tak wykadrowała zdjęcia z tego doświadczenia, by uszkodzenia modelu przypominały prawdziwe uszkodzenia części tupolewa. Ba, Macierewicz manipulował nawet badaniami członków podkomisji. Siłą „Siły kłamstwa” są ich wypowiedzi. Inż. Mirosław Tarasiuk badał, czy na czarnych skrzynkach słychać dźwięk podobny do wybuchu z eksperymentów przeprowadzanych przez podkomisję. Wedle raportu Macierewicza Tarasiuk wykrył taki dźwięk, co miało potwierdzać zamach. A Tarasiuk mówi: „Chciałem stanowczo stwierdzić, że nie dokonałem identyfikacji badanego sygnału jako wybuch. Uważałem, że badania te nie były zakończone, co znalazło odzwierciedlenie w moich uwagach”. Jednym słowem — nie miał pojęcia, że potwierdził wybuch, czyli zamach. Jednocześnie odpowiedzialny za eksperymenty wybuchowe wojskowy Adrian Siadkowski odmówił podpisania się pod raportem podkomisji i odszedł z armii — dziś mówi jasno, że nie zgadzał się z teoriami Macierewicza. „Podkomisja traktowała wybiórczo materiał dowodowy, którym dysponowała” — opowiada Marek Dąbrowski, inny były członek komisji. „Niewygodne dowody albo są przemilczane, albo są interpretowane niezgodnie z ich treścią. Nasze argumenty były latami ignorowane. To niedopuszczalne” — opowiada Dąbrowski. Wraz z nim odeszli dwaj inni członkowie Zespołu Lotniczo-Nawigacyjnego podkomisji: Wiesław Chrzanowski i Kazimierz Grono. Żaden z nich nie podpisał się pod raportem Macierewicza. „Skala nieprawidłowości i zaniedbań w pracach Podkomisji powoduje, iż jej ustalenia nie powinny być traktowane jako oficjalne stanowisko Państwa Polskiego, zaś wiele badań i analiz należałoby powtórzyć lub wręcz wykonać po raz pierwszy” — oświadczyli już w kwietniową rocznicę, gdy Macierewicz pokazał swój raport. Trzeba to powiedzieć jasno: każdy, kto po dojściu PiS do władzy wchodził do podkomisji smoleńskiej, z założenia dystansował się od stworzonego za rządów Platformy raportu Millera, wedle której katastrofa w Smoleńsku była wypadkiem komunikacyjnym. Dlatego to byli eksperci z podkomisji Macierewicza to najpoważniejsi prokuratorzy w oskarżycielskim filmie Świerczka — pokazują skalę manipulacji dokumentami i badaniami, która grozi Macierewiczowi odpowiedzialnością karną. I Macierewicz i Kaczyński mają dla krytyków jedną odpowiedź: jesteście agentami Putina. Ale to już ograny zarzut. Zresztą słyszą dokładnie taki sam zarzut z drugiej strony — i to z coraz poważniejszych kręgów. Były szef kontrwywiadu wojskowego Piotr Pytel w głośnym wywiadzie w „Gazecie Wyborczej” snuje teorie, wedle których PiS jest powiązany z Rosją, jest szantażowany przez Rosję i właściwie wprost realizuje politykę Rosji w Polsce. Pytel pojechał mocno, bo sugeruje wręcz, że premier Mateusz Morawiecki i szef jego kancelarii Michał Dworczyk to ludzie Moskwy. „Stan Wyjątkowy” ma parę wątpliwości. Po pierwsze, skoro tak, to czemu PiS tak intensywnie pomaga Ukrainie, wysyła tam wszystkie nasze czołgi, popycha UE do sankcji i naraża się na wysokie ceny surowców wobec odcięcia dostaw z Rosji? No i jeszcze taka jedna wątpliwość. Przed związkiem z PiS, Morawiecki intensywnie romansował z Platformą. Był doradcą Tuska akurat wtedy, kiedy Pytel był w kierownictwie Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Dokładnie w tym samym czasie Dworczyk był zatrudniony — nie napiszemy, że pracował — na dyrektorskim stanowisku w państwowym banku PKO BP. To co Pan wtedy robił Panie Generale? Czemu Pan ich nie wytropił? Mamy rozumieć, że stali się ludźmi Kremla dopiero po dojściu PiS do władzy? Nam się te teorie nie kleją, ale całkowicie nie można ich lekceważyć z jednego choćby powodu — z wierzy w nie Donald Tusk. Taka jest dziś polska polityka: obie strony nawzajem oskarżają się o związki z Putinem. Sprawny ten Kreml, ma zabezpieczone interesy bez względu na to, kto rządzi i rządzić będzie. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 21 seconds
Wszystkie namiętności Kurskiego. Kaczyński beszta nieboszczyka. Wybuchowy kontrahent Obajtka #OnetAudio
Właściwie to nie wiemy, które staropolskie przysłowie najlepiej oddaje sytuację Jacka Kurskiego. Może „dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie”. Lub też „żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała”. Ewentualnie „nadzieja matką głupich”. A może popularne w polityce personalnej Jarosława Kaczyńskiego stwierdzenie „co się odwlecze, to nie uciecze”. Nasz problem wynika z tego, że każda z tych narodowych mądrości do jakiegoś stopnia odpowiada na pytanie, czemu po sześciu latach nawilżania bagna w TVP, pierwszy bagienny został ścięty. Nie, to nie jest tak, jak stara się to zaprezentować Kurski — że w sumie sam chciał odejść do nowych zadań, a zatem partia matka po prostu przesuwa go na nowy odcinek. Tak, Kurski chciał odejść z TVP, tyle, że nie teraz i nie w taki sposób. Zamierzał kandydować w wyborach do Sejmu w przyszłym roku, ale biorąc urlop w TVP. Rzecz jasna — i tak sterowałby telewizją z tylnego fotela, wszak to główne narzędzie propagandy wyborczej PiS. Czemu zatem Kaczyński nagle opuścił kciuk do dołu? Wszak jeszcze 2,5 roku temu oszukał prezydenta, że odwoła Kurskiego. Otóż, przez te 2,5 roku wiele się zmieniło. Oczywiście, to nie jest tak, że prezesowi ciążyła toporna, chamska i prymitywna propaganda polityczna TVP. Kaczyński uważa, że tak trzeba docierać do wielu słabiej wykształconych wyborców. W jego myśleniu propaganda Kurskiego to tarcza chroniąca PiS przed aferami rządu, atakami opozycji oraz krytyką ze strony Unii Europejskiej. Prawda w tym wszystkim ma najmniejsze znaczenie, co Kurski świetnie udowodnił. Robiąc dobrze prezesowi i partii, a robiąc źle opozycji i Brukseli, Kurski popełnił jednak zasadniczy z punktu widzenia Kaczyńskiego błąd: zgrzeszył pychą. Telewizja państwowa zaczynała przypominać dworską stację Kurskiego, w której on sam był głównym bohaterem. Przede wszystkim, używając TVP rozgrywał własne gry w obozie władzy, zwalczając premiera, a czasami nawet atakując prezydenta. Do tego doszedł kult jednostki — Kurski prężył się na koncertach i widowiskach sportowych w pierwszym rzędzie, zazwyczaj z małżonką, jakby byli Pierwszą Parą. Żaden prezes TVP w wolnej Polsce nie używał telewizji do rodzinnego autolansu. Prezentacje ramówek coraz częściej wyglądały jak transmisje z Kremla, w których Kurski prezentowany był niczym Putin — i nie był to przypadkowy zbieg okoliczności. Do tego wszystkiego Kurski coraz częściej próbował narzucać Kaczyńskiemu konkretne decyzje polityczne. Dla przykładu — w czerwcu odbierając nic nie znaczącą nagrodę prawicowego portalu Kurski wygłosił prawdziwe expose, wzywając w obecności Kaczyńskiego do „przyspieszenia”. To było wyjątkowo bezczelne, bo Kurski zaatakował PiS za rzekomo zbyt zachowawcze działania, odwołując się przy okazji do hasła Kaczyńskiego sprzed 30 lat, gdy prezes uważał, że rozliczenia z komunizmem idą zbyt wolno. Według informacji „Stanu Wyjątkowego” — który w tym tygodniu prowadzą dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz oraz Kamil Dziubka — prezes PiS był ambicjami politycznymi Kurskiego coraz bardziej poirytowany. Kaczyński nie mógł pozwolić, by w partii był ktoś, kto myśli, że jest niezastąpiony i dlatego jest numerem 2. Prawda jest taka, że wpuszczając na antenę jednych, a blokując wielu innych, Kurski dorobił się potężnego grona przeciwników w PiS. Wieść gminna niesie, że duży wpływ na decyzję Kaczyńskiego miały głosy niezadowolenia z Kurskiego, które sączyli prezesowi politycy PiS podczas prezesowskiego tournée po Polsce. Tak się składa, że dymisja Kurskiego zbiegła się w czasie z wznowieniem przez Kaczyńskiego przedwyborczego objazdu kraju. Prezes odwiedził m.in. górali oraz mieszkańców Podkarpacia, czyli swój twardy elektorat. O telewizji co prawda nie mówił, ale często zarzekał się, że PiS nie kradnie — czego „Stan Wyjątkowy” w żaden sposób nie łączy z sytuacją w TVP. Prezes starał się pokazać, jak bardzo ściga korupcję we własnych szeregach. Niestety jedyny przykład, który miał na podorędziu to nieboszczyk — senator PiS Stanisław Kogut. Na początku 2020 r. prokuratura i CBA wsadziły go za kraty, tyle, że sprawa nigdy nie znalazła finału, bo Kogut w areszcie podupadł na zdrowiu i jesienią tego samego roku zmarł. W dodatku — co pokazują autorzy „Stanu Wyjątkowego” — w sprawie łapówek przyjmowanych przez Koguta jest wiele wątpliwości. Miał go poprzez wpłaty na fundację korumpować biznesmen z rynku nieruchomości Przemysław Krych. A Krych puka się w głowę i mówi, że przez dekadę wpłacał pieniądze na pomagającą niepełnosprawnym fundację Koguta, czy PiS było przy władzy, czy nie. W dodatku twierdzi, że przed aresztowaniem dostał ofertę zapłacenia 1,5 mln euro za pozbycie się „kłopotów” z prokuraturą i służbami. Miał ją złożyć kontrowersyjny biznesmen Krzysztof Porowski, powołując się na ludzi PiS w organach ścigania. Krych nie zapłacił i trafił za kraty jeszcze przed Kogutem. Gdy wyszedł z aresztu, to zgłosił się do niego były rzecznik PiS Adam Hofman — jeden z najważniejszych lobbystów z kontaktami w obozie władzy — oferując kolację „ze Zbyszkiem i Patrycją“, czyli ze Zbigniewem Ziobrą i jego żoną Patrycją Kotecką, by „wyjaśnić wszystko”. Krych nie chciał nic z nimi spożyć — do dziś jego sprawa się toczy. Wniosek z tego taki, że dla przedwyborczego spektaklu Kaczyński beszta nieboszczyka, choć wśród żyjących jest wielu, którzy mają co wyjaśniać. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 28 seconds
Kaczyński rusza na Niemca. Tusk wprowadza test z aborcji. Obajtek nas wyżywi #OnetAudio
Długie lata czekał Jarosław Kaczyński na ten moment, gdy będzie mógł wypowiedzieć Niemcom finansową wojnę. Właśnie to zrobił — zażądał od Berlina reparacji za II wojnę światową, które oszacował na 6 bilionów 200 miliardów złotych — czyli szóstkę, dwójkę i jedenaście zer. Raport PiS o stratach wojennych z takimi wyliczeniami jest gotowy od 2019 r., ale czekał na odpowiedni moment, by stać się polityczną amunicją prezesa. A zatem moment jego użycia nie jest przypadkowy. Inflacja szaleje, bo ceny energii, paliw i żywności biją rekordy. Najbardziej zagrożeni są ludzie mniej zamożni, w tym wielu wyborców PiS. Kaczyński stara się im ulżyć, jak może — Sejm właśnie uchwalił nowe dopłaty do ogrzewania, a przedstawiciele obozu władzy przebąkują o 14. emeryturze na stałe, a w przyszłym, wyborczym roku dodatkowo o 15. emeryturze. Wszystko to zwiększa i tak gigantyczne zadłużenie państwa — w 2023 r. Polska musi pożyczyć blisko 270 mld zł, więcej o przeszło 35 mld zł w porównaniu z obecnym rokiem. Koszty obsługi długu mają w przyszłym roku zwiększyć się o prawie 154 proc. i sięgnąć 66 mld zł wobec 26 mld zł w tym roku. Prawda jest taka, że możliwości pożyczania pieniędzy i upychania długów poza budżetem się kończą. W tej sytuacji — gdy chleb jest coraz droższy, a woda w kranie coraz chłodniejsza — prezes PiS postanowił urządzić ludziom igrzyska. Kaczyński doskonale wie, że nie ma szans na szóstkę, dwójkę i jedenaście zer. Ba, zrobił wszystko, aby z reparacji zrobić antyniemiecki spektakl, a niewiele — by je zdobyć. Bo reparacje negocjuje się w ciszy, a głośny jest dopiero finał. Przykłady. W ostatnich miesiącach odszkodowania od Niemców wynegocjowały rodziny izraelskich sportowców, zamordowanych przez palestyńskich terrorystów podczas olimpiady w Monachium w 1972 r. Rodzinom 11 ofiar Niemcy zapłacą ok. 28 milionów euro. Ponad miliard euro trafi z kolei do Namibii — to dawna kolonia, w której Niemcy w latach 1904–1908 zamordowali około 100 tys. osób z plemion Herero i Nama. Najwięcej z nich cesarscy żołnierze zamęczyli, przeganiając na pustynię i odcinając od wody. Różnica jest taka, że Izraelczycy i Namibijczycy najpierw dyplomatycznymi kanałami negocjowali z Niemcami, a potem ogłaszali wypłaty. A Kaczyński zaczął od głośnego początku bez żadnych negocjacji, co mu daje gwarancje, że od Niemiec niczego nie dostanie. Zrobił dokładnie tak jak Grecy, którzy w 2019 r. — gdy groziło im bankructwo, a Berlin dopominał się cięć budżetowych — złożyli do Niemiec wniosek o niemal 300 mld euro reparacji za wojnę. Do dziś niczego nie dostali. Ale Kaczyńskiemu nie chodzi o wypłatę, chodzi o mówienie o wypłacie. Przypominanie Niemcom bestialstw ich przodków i wymachiwanie czekiem w postaci trzytomowego raportu o stratach wojennych to znakomite paliwo polityczne do samych wyborów. Kaczyński liczy, że nawet nieco przegłodzeni oraz zziębnięci wyborcy PiS uniosą się patriotyczną godnością i za rok po raz trzeci z rzędu dadzą mu władzę jako śmiałkowi, który ruszył na finansową wojnę z potężnym Berlinem. Raport PiS stawia w trudnej sytuacji liberalno-lewicową opozycję. Oczywiście Donald Tusk i liderzy Lewicy rozumieją tę grę, ale z drugiej strony nie mogą jasno odciąć się od reparacji — bo Kaczyński skorzysta z okazji, by kolejny raz zrobić z nich germańskich sługusów i zdrajców Polski. Opozycja wciąż zresztą nie jest gotowa do pełnej, wyborczej konfrontacji z PiS. Nie wiadomo bowiem, w jakich blokach PO, PSL, Lewica i partia Szymona Hołowni pójdą do wyborów. Ale faktem jest, że zaczyna się rysować pewien scenariusz. Widać to było wyraźnie podczas dysput liderów opozycji na imprezie Campus Polska w Olsztynie, którą organizuje Rafał Trzaskowski. Nie będzie jednej listy, będą co najmniej dwa lub nawet trzy bloki. Hołownia chce startować z PSL, co oznacza powstanie umiarkowanie konserwatywnej koalicji. Rozumiejąc to Donald Tusk zwraca się w kierunku lewicy i wprowadza zasadę, że na listy wpuści tylko zwolenników wprowadzenia prawa do aborcji do 12 tygodnia ciąży. To kopernikańska rewolucja w PO, która już jest krytykowana przez byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. O tym wszystkim w nowym słuchowisku politycznym „Stan Wyjątkowy” — które wyrasta z popularnego „Stanu po Burzy” — rozmawiają dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 29 seconds
Kaczyński uderzy na jesieni. Morawiecki pokochał Merkel. Kukiz schodzi ze sceny pokonany #OnetAudio
Tak, to jest ten moment. Lada chwila wróci do nas wszystkich prezes — wznowi swe wielkie, ogólnopolskie tournée, w ramach którego odwiedzi każdy powiat i ogłosi nową, niezliczoną liczbę wrogów Polski. Orientacyjny termin pierwszego, przedterminowego show Jarosława Kaczyńskiego już znamy — między 6 a 8 września podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Coraz bardziej wrogi wobec Unii Europejskiej prezes będzie przekonywać, że jest po prostu eurorealistą, a towarzyszyć mu będzie europoseł PiS Zdzisław Krasnodębski. Ów oddany ideolog polityki Kaczyńskiego w ramach eurorealistycznej rozgrzewki oświadczył właśnie, że w sumie to woli Moskwę od Brukseli, bo jako przeciwnik jest dla rządu PiS wygodniejsza. Wiadomo, Rosja to brutalna siła, po prostu tanki. A Unia jest, jego zdaniem bardziej dwulicowa — walczy z Polską wyjątkowo podstępnie. To sobie panowie pogadają, nie możemy się doczekać. Prezesa czeka zresztą pracowity wrzesień — będzie przecinał wstęgi podczas oddawania wieloletnich, sztandarowych inwestycji rządów PiS: przekopu przez Mierzeję Wiślaną oraz gazociągu Baltic Pipe z Norwegii. Obie wymarzone konstrukcje mają być symbolicznym gestem Kozakiewicza, który Kaczyński wysyła na Kreml. Przekop Mierzei ma umożliwić wpływanie statków morskich do portu w Elblągu na Zalewie Wiślanym bez potrzeby przepływania przez akweny rosyjskie. Z kolei przez Baltic Pipe ma do Polski popłynąć gaz norweski, który zastąpi dostawy rosyjskie. „Stan po Burzy” — który prowadzą w tym tygodniu dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka — delikatnie zauważa, że mimo przecinania wstęg w rocznicę ataku Armii Czerwonej na Polskę we wrześniu 1939 r. na razie obie inwestycje niewiele zmienią. Dojście do portu w Elblągu jest zbyt płytkie, by mogły tam wpływać większe statki, a rząd PiS przepycha się z rządzącą miastem opozycją, o to, kto wyłoży 100 mln zł na pogłębienie ostatniego kilometra toru wodnego. Z kolei gazociąg tej zimy nie będzie w pełni wykorzystywany, bo rurę co prawda można zbudować, ale potem trzeba ją zapełnić, czyli znaleźć dostawcę gazu — a z tym jest kłopot, bo do Norwegii pielgrzymują w tej chwili liderzy wielu państw europejskich, znacznie zamożniejszych od Polski. Z punktu widzenia prezesa te drobne niedogodności nie mają na razie większego znaczenia — kluczowe jest to, że nowy polityczny sezon PiS zacznie z przytupem, co ma zostawić w tyle opozycję na czele z Donaldem Tuskiem. Szef Platformy — zazwyczaj mocno się pilnujący — dał się nagrać, gdy przed wywiadem w TVN24 rozpaczał, że będzie musiał kandydować w wyborach i wrócić do Sejmu. Pokazowe oburzenie zademonstrował Mateusz Morawiecki, przekonujący, że praca na Wiejskiej to zaszczytna służba dla narodu. „Stan po Burzy” z małostkową lubością przypomina premierowi, że przez lata zamiast tych zaszczytów wolał pracę za miliony euro w zarządzie banku i generalnie żył z dojenia narodu. Jeszcze jedno — w naszej redakcyjnej piwniczce odnaleźliśmy taśmy z ówczesnych biesiad Morawieckiego z ludźmi Platformy, na których podniecał się telefonami od współpracowników Tuska (nawet nie jego samego), piał też z zachwytu nad Angelą Merkel. Co tu się zadziało, panie premierze?! Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
Taki gość to skarb. Tuż przed swym urlopem — akurat gdy Odra wypluwała dziesiątki ton zdechłych ryb — Jarosław Kaczyński bawił się na weselu pani Aleksandry, swej młodej współpracowniczki z Nowogrodzkiej. Smrodu rozkładanych trucheł na pewno nie poczuł, bo wesele odbyło się w Lublinie. Młodzi dostali od prezesa album i kopertę. Życząc im szczęścia, „Stan po Burzy” — który w tym tygodniu prowadzą Andrzej Stankiewicz (ONET) oraz Renata Grochal („Newsweek”) — zauważa, że związki małżeńskie przypieczętowane weseliskiem z udziałem prezesa mogą liczyć na szczególną życzliwość przy rozdziale stanowisk z partyjnego klucza. Przykładem poprzedni pan (powiedzmy) młody, który zaprosił Kaczyńskiego na ślub i wesele — Jacek Kurski. Szef TVP żyje jak pączek w maśle, a i jego kolejnej już (oby ostatniej) sakramentalnej żonie też źle się nie dzieje, bo obsługują ją lokaje Kurskiego z telewizji. No i szef struktur PiS pan Krzysztof Sobolewski, jakże moglibyśmy zapomnieć. Prezes na weselisku — żona w pięciu radach nadzorczych. Pani Olu, pani uderza do prezesa o jakąś spółeczkę. Jest duża szansa. Biorąc pod uwagę, że Kaczyński najpierw imprezował, a teraz urlopuje, nie ma się co czepiać, że nie znalazł czasu na odtruwanie Odry. „Stan po Burzy” opisuje metodę władzy na rozmycie tej najpoważniejszej od lat katastrofy ekologicznej — rząd będzie nas przekonywał, że wszystko się dokonało siłami natury. Propagandowa telewizja Kurskiego już tłumaczy, że zdychanie ryb to światowy trend, za którym nareszcie nadążamy. Prezesie Kaczyński, ale całkiem to się przed Odrą nie schowasz. My już sprawdziliśmy: zdechłe ryby dotarły na Pomorze Zachodnie, gdzie zazwyczaj urlopujesz. I pamiętaj: martwa ryba to zły znak. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 14 seconds
Kaczyński jak błogosławiony. Kłamstwa ministrów w sprawie Odry. Błękitne kulki Manowskiej #OnetAudio
Tak, przyznajemy się: brakowało nam prezesa. Ku naszej rozpaczy Jarosław Kaczyński zawiesił tournée po kraju, udając się na wakacje — czym zapewne po raz pierwszy w życiu przedłożył interes własny nad dobro Polski. Ale żeby nam nie było smutno, prezes udzielił wywiadu sponsorowanej przez spółki państwowe — czyli z naszych kieszeni — gazetce „Sieci”. W „Stanie po Burzy” oddajemy się swemu ulubionemu zajęciu: egzegezie słów prezesa. Nie powiemy, prezes jest w formie. Widać wyraźnie, że Kaczyński zakłada, że Bruksela na stałe przykręciła kurek z pieniędzmi dla Polski — chodzi nie tylko o Krajowy Plan Odbudowy, ale cały 7-letni budżet UE. A ponieważ dla niego Unia to tylko i wyłącznie bankomat, zatem nasze członkostwo w UE bez pieniędzy nie ma dla niego sensu. To oznacza, że w ciągu najbliższego roku do wyborów, Kaczyński jest gotów rozpętać prawdziwą wojnę z Unią, na końcu której może być nawet wyjście Polski z UE, jeśli PiS ponownie wygra w 2023 r. „Gdybym wiedział, że dadzą nam te główne pieniądze [z budżetu UE], tobym miał inne podejście. Ale jestem przekonany, że chcąc Polskę złamać i zmusić do pełnej uległości wobec Niemiec, zablokują także te fundusze. Znajdą nowe preteksty. Wykazaliśmy maksimum dobrej woli, poszliśmy na kompromisy, ale widać, że nie o to tu chodzi. Jeżeli wygramy, stosunki z Unią Europejską będziemy musieli ułożyć po nowemu” — wieszczy pierwszy urlopowicz. Jest jeszcze jeden element, który zapowiada polityczną radykalizację Kaczyńskiego. To coraz wyraźniejsze dystansowanie się od premiera. To by się zgadzało: to Mateusz Morawiecki i jego ludzie prowadzili w ostatnich latach politykę europejską, oni obiecali Kaczyńskiemu, że ugłaskają Unię wściekłą na PiS za demolkę sądów i szykanowanie sędziów krytycznych wobec działań rządu. Nic z tego — Unia się ugłaskać nie dała. Nawet wojna w Ukrainie — wbrew oczekiwaniom Kaczyńskiego — nie spowodowała zmiany jej krytycznego stanowiska wobec działań PiS. W tej sytuacji prezes musi znaleźć kozła ofiarnego. No a kto zgodził się na budżet UE z klauzulą o wstrzymaniu wypłat w razie naruszenia praworządności? Kto negocjował Krajowy Plan Odbudowy tak, że dotąd kasa świeci pustkami? Kto namawiał na odpuszczenie czystek w sądach, by nie drażnić Brukseli? Tak, tak — pan Mateusz ma u prezesa wyraźnie pod górkę. Rozprawa z nim jest logiczna, biorąc pod uwagę, że w PiS — dryfującym w kierunku antyunijnym — Morawiecki pozostawał głównym politykiem proeuropejskim. Nie przypadkiem, kiełkujący w PiS nurt krytyczny wobec rządów Morawieckiego zyskuje coraz wyraźniejsze poparcie Kaczyńskiego. Premier w ogóle ma ciężki czas. Podlegające mu służby ochrony środowiska opieszale podeszły do dramatycznych apeli mieszkańców terenów nadodrzańskich. Przez niemal 3 tygodnie alarmowali oni, że Odra została ciężko skażona, a ryby i inne zwierzęta padają tonami, wypływając na brzegi rzeki. I co? I długo nic — dopiero teraz rząd się budzi. Gdybyśmy byli małostkowi — a wszak nie jesteśmy — moglibyśmy uznać, że to dlatego, że właśnie teraz skażona woda zbliża się na Pomorze Zachodnie, gdzie swój urlop od walki o lepszą Polskę lubi spędzać Kaczyński. „Stan po Burzy” zauważa, że najbardziej biegli w tropieniu ścieków są politycy Solidarnej Polski, którzy szlify zdobywali w bitwach wokół stołecznej oczyszczalni Czajka. Przed każdymi wyborami poszukiwali tam odchodów, którymi można byłoby obrzucić włodarza stolicy Rafała Trzaskowskiego. Brylował w tym zwłaszcza Patryk Jaki, który w 2019 r. po awarii Czajki atakował: „Przez prawie dobę Trzaskowski ukrywał wyciek ścieków do Wisły. Warszawie grozi katastrofa ekologiczna, zagrożone mogą być unikalne rezerwaty przyrody. A spółka jest pełna zadowolonych z siebie działaczy PO”. Ten sznyt z Jakiego pasuje dziś jak znalazł. Tyle, że ministrowie z PiS ukrywali skażenie Odry tygodniami, katastrofa już jest, a spółki wodne nadal pełne radosnych działaczy Zjednoczonej Prawicy. I tylko pytanie jest, panie Jaki. Czemu tak jak jeździłeś pan pod Czajkę tropić ścieki Trzaskowskiego, teraz nie zbierasz śniętych ryb na swej rodzinnej Opolszczyźnie? Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 28 seconds
Marcin Wyrwał o życiu i śmierci na wojnie. Czy Ukraina może ponieść porażkę? #OnetAudio
Rankiem 24 lutego zrozumieliśmy, że skończył się stary świat, że znaleźliśmy się w kompletnie nowej rzeczywistości. Wojna w Ukrainie trwa już niemal pół roku. Kiedy skończą się cierpienia Ukraińców? Czy Zachód naprawdę pomaga Ukrainie, czy może unika drażnienia Rosji? Co musiałby by się stać, by Ukraina zwyciężyła? Gość specjalnego wydania „Stanu po Burzy” dziennikarz Onetu Marcin Wyrwał to najlepszy adresat takich pytań. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 20 seconds
Kaczyński kontra buntownicy w PiS. Miliony dla sędziów Ziobry. Nagi prokurator za pośrednictwem złodzieja pisze do Dworczyka #OnetAudio
Szef PiS Jarosław Kaczyński wzorem swego dawnego idola, a dziś zapiekłego wroga Lecha Wałęsy postanowił być za, a nawet przeciw. Niedawno groził polityczną egzekucją buntownikom w PiS, którzy spiskują, żeby wysadzić z siodła Mateusza Morawieckiego. Ba, zasłaniał premiera własną piersią, zakrzykując, że najpierw jego samego musieliby usunąć z rodeo. Teraz Kaczyński przekonuje, że to on w sumie nakazał spiskowcom spiskowanie, a zatem obsadził się w roli inspiratora spisku, który jednocześnie zwalcza. Autorzy tego wydania „Stanu po Burzy” — dziennikarze ONET.PL Andrzej Stankiewicz oraz Kamil Dziubka — są od dekad fanami meandrów politycznej strategii prezesa, ale nawet oni się pogubili. Prezesie, skoro dziś ostatni weekend lipca, to inspirujesz spiskowców, czy może ich zwalczasz? Nie ma za to wątpliwości, że prezes chroni szefową Trybunału Konstytucyjnego Julię Przyłębską, swe odkrycie, towarzyszkę kulinarnych uczt i intelektualnych dysput o sztuce. Przyłębska była w ostatnim czasie mocno rozedrgana, bo maile wykradzione z konta ministra Michała Dworczyka pokazały, jak robiła dobrze władzy kuglując terminami rozpraw TK. W dodatku nawet w obozie władzy pojawiły się interpretacje prawne, zgodnie z którymi pani prezes pod koniec roku zostanie usunięta z posady szefowej Trybunału. Ale stało się to, co przewidywał „Stan po Burzy” — Nowogrodzka locuta, causa finita. Kaczyński właśnie oznajmił, że Przyłębska pozostanie szefową TK do końca swej kadencji w 2024 r. I pewnie tak będzie, mimo że Donald Tusk się odgraża, że gdy przejmie władzę, to Przyłębska zrobi wypad. Spokojnie spać mogą inni sędziowie — wybrańcy władzy, którzy przez 3,5 roku zasiadali Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Izba ta była wykorzystywana przez Zbigniewa Ziobrę do karania sędziów, którzy krytykowali zaprojektowane przez niego zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Szkopuł w tym, że europejskie sądy uznały Izbę Dyscyplinarną za nielegalną, zaś Komisja Europejska zażądała jej likwidacji, uzależniając od tego wypłatę środków pomocowych. Z dużą niechęcią Kaczyński się na to zgodził, ale oczywiście nie pozwoli nominatom PiS z Izby Dyscyplinarnej zginąć — mogą zostać w Sądzie Najwyższym, albo odejść w stan spoczynku. Spoczynek okazał się bardzo popularny — kilku zmęczonych nieróbstwem 40-latków odejdzie na przyspieszone emeryturki na nasz koszt. Dostaną po 20 tys. miesięcznie, czyli do osiągnięcia prawdziwej emerytury uskłada się ponad 5 mln zł na łebka! Jeden z nielicznych, niepodważalnych sukcesów Izby Dyscyplinarnej to zawieszenie prokuratora, który biegał nago po Świdnicy. Teraz okazuje się, że ten naturysta posadę wychodził sobie u ministra Michała Dworczyka. Nominację prokuratorską dostał od Ziobry w 2016 r., parę miesięcy po tym, jak napisał z prośbą o protekcję do Dworczyka. Pośrednikiem był zaufany człowiek Dworczyka, który ma wyroki m.in. za podrabianie rachunków i okradanie szkoły, której był dyrektorem. Ekshibicjonista prosił złodzieja o protekcję u polityka, żeby zostać prokuratorem i ścigać przestępców. Wbrew pozorom, to dzieje się naprawdę. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 16 seconds
Bajki Kaczyńskiego o cudownym Obajtku. Sasin atakuje Morawieckiego węglem. Chłodnik Przyłębskiej receptą na upały #OnetAudio
Szef rządu ma nóż na gardle. Wycieki wewnętrznych, rządowych dokumentów pokazują, że po ataku Rosji na Ukrainę Mateusz Morawiecki był ostrzegany, że w Polsce może zabraknąć węgla. Ostrzegali go odpowiedzialny za energetykę wicepremier Jacek Sasin oraz minister klimatu Anna Moskwa, zajmująca się surowcami. Mimo to premier przez wiele miesięcy nic z tym nie zrobił. Rzucił się na poszukiwanie węgla po całym świecie dopiero po tajnym alarmie Sasina z końca czerwca — wicepremier ostrzegał, że Polsce zabraknie węgla na zimę. Dziś Morawiecki robi dobrą minę do złej gry, zapowiadając, że węgla będzie w bród, podobnie zresztą jak gazu, ropy i innych surowców. Na razie to jednak tylko słowa — Morawiecki musi uspokajać nastroje, żeby nie doprowadzić do paniki i dalszych podwyżek cen surowców. Ale wiele wskazuje na to, że podejmując wiosną decyzję o wprowadzeniu embarga na węgiel z Rosji — popieraną zresztą przez opozycję — premier nie przeprowadził analiz, skąd można ściągnąć brakujący surowiec. Wyciek rządowych dokumentów, które świadczą o nonszalancji premiera, to jasny dowód na to, że w obozie władzy trwa szukanie kandydata na kozła ofiarnego. Przeciwnicy Morawieckiego wewnątrz PiS — tacy jak Sasin — chcą zawczasu, jeszcze przed jesiennymi przymrozkami, obciążyć premiera odpowiedzialnością za chłód w domach, szkołach i szpitalach. Morawiecki się broni poprzez atak — zwala odpowiedzialność za sytuację na spółki energetyczne podległe Sasinowi. Także ludzi Sasina wymienia jako akwizytorów, którzy jeżdżąc po świecie, mają znaleźć węgiel, który zastąpi dostawy z Rosji. Zdumiewające jest to, że w tej trudnej sytuacji z rządu niespodziewanie został wyrzucony Piotr Naimski, pełnomocnik do spraw dywersyfikacji źródeł energii. Pal licho, że nie wiadomo, czy będziemy mieli czym grzać zimą. Pal licho, że może zabraknąć energii i będzie wyłączany prąd. Pal licho, że cena benzyny może skoczyć do niebotycznego poziomu. Kluczowe było to, że Naimski sprzeciwiał się fuzji Orlenu z Lotosem — to połączenie firm paliwowych jest marzeniem Jarosława Kaczyńskiego, które obsesyjnie realizuje Daniel Obajtek. Naimski i jego ludzie uważają, że fuzja Orlenu z Lotosem otwiera Rosjanom możliwość wejścia na polski rynek paliwowy. Chodzi o to, że fuzji towarzyszy sprzedaż części Lotosu wybranym przez Obajtka firmom z Arabii Saudyjskiej i Węgier — a Naimski sądzi, że docelowo opchną one wszystko Rosjanom. Czy to do Obajtka Naimski adresuje swoje pożegnanie z rządem? „Nie pierwsza to w moim dość długim już życiu dymisja. Ta przypada 30 lat po obaleniu rządu premiera Jana Olszewskiego, w którym pełniłem funkcję Szefa UOP.” — napisał. Odwołanie się przez Naimskiego do mitu prawicy o obaleniu przez moskiewskich agentów rządu Olszewskiego i to w odniesieniu do przeprowadzanej przez Obajtka fuzji — „Stan po Burzy” widzi, że w obozie władzy robi się naprawdę gorąco. Nie ma wątpliwości — Naimski padł ofiarą Obajtka, który omotał prezesa PiS i jest w tej chwili de facto drugą osobą w państwie. Kaczyński opowiada o cudach Obajtka takie rzeczy, że aż zęby bolą — sam Obajtek musiał mu nawciskać kitu. Sprawdziliśmy choćby wypowiedzi Kaczyńskiego o Pcimiu, który za wójta Obajtka miał płynąć mlekiem i miodem. „Stworzył jedyny do tej pory w Polsce sklep w stylu amerykańskim, gdzie można wjechać samochodem i prosto z samochodu kupować, brać z półek. Zbudował potężną sieć dróg rowerowych, stworzył żłobek i przedszkole w każdej wsi, wykorzystując do tego różne pomieszczenia. Dokonywał, można powiedzieć, niesłychanych rzeczy” — twierdzi szef PiS. W całej gminie nie ma ani jednego żłobka. Przedszkole jest jedno i dodatkowo 3 punkty przedszkolne w trzech kolejnych wsiach. Tras rowerowych jest niewiele ponad 4 km. Jedyny w Polsce sklep drive-thru? Najstarsi pcimianie o nim nie słyszeli. Kim pan jest, panie Obajtek? Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 29 seconds
Seksistowski atak Tuska na seniorkę Przyłębską. Kaczyński reklamuje drive-through Obajtka. Człowiek Brudzińskiego w braterskim przymierzu z Armią Czerwoną #OnetAudio
Wokół szefowej Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej robi się naprawdę gorąco. Najpierw maile wykradzione ze skrzynki szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka pokazały, że Przyłębska spotykała się z politykami PiS, rozmawiając o konkretnych rozprawach Trybunału. Domyślaliśmy się, że pani Julia jest prezeską na telefon, ale wiedzieć — to jedno, a zobaczyć — to drugie. Po tym wycieku Przyłębska wpadła w panikę, bo taka kompromitacja może zostać wykorzystana przez jej przeciwników wewnątrz PiS do usunięcia jej z prezesury Trybunału. Ale to nie był koniec jej kłopotów. To był ledwie początek. Prawdziwe kłopoty zaczęły się, gdy Mariusz Muszyński — wiceszef Trybunału z nadania PiS — wydał oświadczenie, w którym zasugerował, że Przyłębska naciskała na niego w opisywanych w „mailach Dworczyka” sprawach. W ten sposób Muszyński — przez lata najbliższy sojusznik Przyłębskiej — jasno pokazał, że jest gotowy wbić jej nóż w plecy. Nie ulega wątpliwości, że gdyby Muszyński potwierdził, że Przyłębska naciskała na niego w sprawie konkretnych orzeczeń — to w razie zmiany władzy pani Julia może pakować manatki i zapomnieć o sowitej, trybunalskiej emeryturze. Dziś więc Przyłębska musi walczyć na dwa fronty. Po pierwsze — czego nie widać, a co jest kluczowe — we własnym obozie. A po drugie — co dzieje się na naszych oczach — odpiera ataki opozycji, głównie polityków Platformy i Lewicy. Ma już dla nich nową śpiewkę: „Mamy do czynienia z seksistowskim atakiem grupy mężczyzn, którzy postanowili zniszczyć starszą panią, kierującą Trybunałem Konstytucyjnym” — oznajmiła właśnie. Kto jest tym seksistą? Głównie Donald Tusk. Czemu? Bo zapowiedział wyrzucenie Przyłębskiej z TK. Szkopuł w tym, że Tusk (65 l.) jest starszy od Przyłębskiej (63 l.). „Stan po Burzy” — który w tym tygodniu prowadzą Andrzej Stankiewicz (ONET) oraz Renata Grochal („Newsweek”) — nie kupuje tezy pani Julii, że to wojna geriatryczna. Ale idziemy po popcorn. Być może kupimy go na Orlenie u Daniela Obajtka. Prezes PiS Jarosław Kaczyński jeździ po Polsce i pytany o problemy zwyczajnych Polaków, często za wzór daje im właśnie rzutkość Obajtka. Ostatnio w ten sposób odpowiadał na pytanie o niskie ceny skupu cukinii. Otóż, Kaczyński zachwalał sklep, który Obajtek ponoć wybudował jako wójt Pcimia. To sklep, w którym zakupy można robić bez wysiadania z samochodu — drive-through, choć stroniący od obcych języków prezes nie użył tego sformułowania. Co to ma do cen cukinii? Nie wiemy, ale w tej samej odpowiedzi Kaczyński mówił też o Sorosu i walce Platformy z obchodami rocznic Powstania Warszawskiego. Przy okazji Kaczyński oczyścił Obajtka z oskarżeń o współpracę z gangsterem o w sumie zabawnym pseudonimie „Prezes”. Czujemy się więc w obowiązku wyjaśnić w programie, jak to było z ustawianiem przetargów i korupcją, co zaprowadziło do zatrzymania Obajtka i jego procesu przed sądem. Dla jasności — to Kaczyński zaraz po dojściu PiS do władzy doprowadził do wycofania przez prokuraturę gangstersko-korupcyjnej sprawy Obajtka z sądu. Lustrując kadry obozu władzy „Stan po Burzy” pochyla się także nad ludźmi wiceszefa PiS Joachima Brudzińskiego. Wszyscy skupiają się na golfistce Małgorzacie Jacynie-Witt, która czuje się elitą — co w sumie logiczne, bo kiedyś była w Unii Wolności, współpracowała z Nowoczesną, ludźmi Palikota i działaczami LGBT. My pokazujemy za to nie tak głośnego, ale bardziej frapującego bohatera ze stajni Brudzińskiego — to Michał Jach, szef sejmowej Komisji Obrony Narodowej. W PRL był zawodowym żołnierzem, szkolonym do walki z NATO. Teczka jego służby, która pewnie kurzy się gdzieś na Łubiance, wpadła także w nasze ręce. Ten kawałek w sprawie postawy ideowej lubimy najbardziej: „Opiniowany angażuje się w problematykę społeczno-polityczną. Pogłębia wiedzę ideologiczną uczęszczając na Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu-Leninizmu. Reprezentuje światopogląd materialistyczny. W czasie trwania stanu wojennego, wykonując rożne zadania, wykazał postawę godną oficera Ludowego Wojska Polskiego”. No i zastanawiamy się, czy nadal wiernie trwa w przysiędze, którą złożył 7 września 1969 r. „Przysięgam strzec niezłomnie wolności, niepodległości i granic Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przed zakusami imperializmu, stać nieugięcie na straży pokoju w braterskim przymierzu z Armią Radziecką“. Idealny szef sejmowej komisji obrony na czas rosyjskiej agresji na Ukrainę. Dziękujemy, panie Joachimie. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 14 seconds
Przyłębska „dwórką” szefa PiS. Tusk obnaża namiętności Glapińskiego. Kaczyński prezesem Tysiąclecia RP #OnetAudio
Każde posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, na którym podnoszone są stopy procentowe, wywołuje u Jarosława Kaczyńskiego palpitacje serca. Każda podwyżka to niechybny znak, że rekordowa od ćwierćwiecza inflacja wciąż nie powiedziała ostatniego słowa. Choć Kaczyński jeżdżąc po Polsce nawija swoim słuchaczom makaron na uszy, epatując miliardami, które przez 7 lat rządów dało im PiS, to tego boi się najbardziej: że wszystkie programy socjalne PiS ekspresowo stracą polityczny powab wobec drastycznych podwyżek cen chleba i benzyny. Na to właśnie liczy szef Platformy Donald Tusk — on poczuł krew. Nie chyli już czoła wobec 500 plus i niższego wieku emerytalnego, mówi wyłącznie o „pisowskiej drożyźnie”, by wbić wyborcom do głów, że to Kaczyński i jego ludzie w Narodowym Banku Polskim odpowiadają za dramatyczny wzrost cen. Tusk wyraźnie pokazuje, że bohaterem rozpoczynającej się, rekordowo długiej kampanii wyborczej będzie kontrowersyjny szef NBP Adam Glapiński, który spóźnił się z reakcją na rosnące ceny jeszcze przed wojną w Ukrainie. Szczęście Tuska polega na tym, że to niejedyna słabość Glapińskiego, który uwielbia otaczać się dobrze opłacanymi, niekoniecznie kompetentnymi współpracowniczkami. „Dwórki” Glapińskiego to niewygodna sprawa dla PiS, bo partia przez lata nic z tym nie zrobiła. Ale — z drugiej strony — czemu miała zrobić, skoro Kaczyński sam wykorzystuje ten sam mechanizm? Wszak ma „dwórkę” w Trybunale Konstytucyjnym — nawet z nią imprezuje. Maile wykradzione z prywatnej skrzynki szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka pokazują, że szefowa TK Julia Przyłębska konsultowała z przedstawicielami władzy co najmniej terminy rozpraw w sprawach, które miały konsekwencje finansowe dla budżetu państwa. W tym sensie interes władzy był dla niej istotniejszy od sytuacji osób, których dotyczyły rozpatrywane sprawy, choćby kobiet na emeryturach czy odbiorców świadczeń opiekuńczych. „Stan po Burzy” — który w tym tygodniu prowadzą dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz oraz Kamil Dziubka — pokazuje analogie między Przyłębską, a sędzią Ryszardem Milewskim, słynnym szefem gdańskiego sądu w czasach rządów Platformy. Milewski został przyłapany na chęci ustawiania terminów rozpraw w sprawie afery Amber Gold pod oczekiwania władzy — nagrał go przedstawiciel „Gazety Polskiej”, podający się za współpracownika Donalda Tuska. Wówczas PiS — kontrolujące „Gazetę Polską” — grzmiało, nazywając Milewskiego „sędzią na telefon”. Milewski stracił posadę prezesa i został przeniesiony do sądu w Białymstoku, gdzie do dziś jest szeregowym sędzią. Przyłapana na chęci ustawiania terminów rozpraw pod oczekiwania władzy Julia Przyłębska to pisowska wersja „sędzi na telefon” — w dodatku wpadła naprawdę, a nie podczas prowokacji dziennikarskiej. Konsekwencje? Dom z (ogrzewanym) basenem pod Warszawą, służbowy apartament w centrum stolicy, samochód z kierowcą i ochrona na nasz koszt. Nasz „sędzia na telefon” jest lepszy od waszego „sędziego na telefon” — „Stan po Burzy” pokazuje mechanizmy, które prezes Kaczyński stosuje wobec swej „dwórki”. Nie ma się co dziwić — bez „Przyłębskiej na telefon”, rządy PiS w obecnej postaci nie byłyby możliwe. To ona zatwierdza i uchyla wszystko, co każe jej Kaczyński — w tym sensie to prezes PiS rękami swej „dwórki” decyduje, co jest zgodne z Konstytucją, a co nie. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 26 seconds
Prezydent ułaskawia seksowną dilerkę. Kaczyński rozbija układy wewnątrz PiS. Morawiecki jest dumny z muru na granicy #OnetAudio
Prezes PiS Jarosław Kaczyński wziął się na poważnie do roboty. Z jednej strony intensywnie objeżdża Polskę, starannie jednak unikając spotkań z Polakami — na spotkaniach z Kaczyńskim w rolę zwyczajnych Polaków wcielają się działacze PiS. Prezes ma w związku z tym duży komfort. Nawet gdy w Inowrocławiu oświadczył, że jest we Włocławku, to dostał brawa. Nawet gdy miejscowego prezydenta Ryszarda Brejzę — ojca znanego senatora PO Krzysztofa Brejzy — pomylił z sejmowym aferzystą Łukaszem Mejzą, to aktyw też przyjął to z oklaskami. Może to Mejzie należą się brawa, bo wspiera PiS? Wszak zanim pogrążyły go afery był nawet członkiem rządu — i to jednocześnie z Kaczyńskim. Ale prezes wziął się także za swą własną, oddaną mu partię. Kaczyński uważa, że zbyt wielu działaczy PiS po dwóch niemal kadencjach rządów stało się rozleniwionych, łasych na pieniądze i stanowiska. To w nich wymierzone są ostatnie decyzje prezesa, który zamieszał w strukturach PiS. Po pierwsze, Kaczyński na nowo podzielił okręgi partyjne — zwiększył ich liczbę z 41 do 100 okręgów. Jednocześnie zakazał ministrom i innym notablom zajmowania stanowisk szefów nowych okręgów. Cel? Awansować młodych partyjnych wilczków, głodnych władzy i stanowisk, których nie zdążyli się dochrapać. Ale jednocześnie obawiając się oddania struktur partii w ręce ludzi nieobliczalnych, wprowadził nad nimi kuratelę — każde województwo będzie mieć swego „opiekuna” z centrali PiS. Ta „cudowna szesnastka” to sprawdzeni ludzie Kaczyńskiego — śmietanka partyjno-rządowa. Żeby rozbić partyjne „układy” — a prezes widzi spiski nawet we własnej partii — Kaczyński wielu regionom przydzielił „opiekunów”, którzy nie mają z nimi nic wspólnego. W ten sposób prezes przebudowuje partię w wielopoziomową strukturę ludzi, którzy sobie nie ufają i będą na się donosić. To ma być recepta na pobudzenie PiS przed wyborami. Jak prześledzili autorzy tego wydania „Stanu po Burzy” — Andrzej Stankiewicz (ONET) oraz Renata Grochal („Newsweek”) — w tej „cudownej szesnastce” zabrakło ludzi premiera. Poza samym Mateuszem Morawieckim, rzecz jasna — bo premier dostał nadzór nad śląskimi strukturami PiS. Zdegradowany został najbliższy człowiek Morawieckiego Michał Dworczyk, do niedawna szef struktur PiS na Dolnym Śląsku. „Opiekunem” PiS na Dolnym Śląsku została walcząca z Morawieckim i Dworczykiem marszałek Sejmu Elżbieta Witek. To Witek razem z wicepremierem Jackiem Sasinem zorganizowali ostatnio spotkanie posłów krytycznych wobec Morawieckiego z prezesem Kaczyńskim. Znajdujący się w partyjnej defensywie premier dorabia rządowym patosem — właśnie uroczyście otworzył mur na granicy z Białorusią. Premier prężył pod granicą pierś tak intensywnie, jakby zbudowanie muru miało być wielkim wyzwaniem i główną rządową inwestycją za jego władzy. „Stan po Burzy” przypomina więc Morawieckiemu zapowiedzi dotyczące np. budowy nowoczesnych promów. Jeszcze jako wicepremier w 2017 r. Morawiecki kładł stępkę pod budowę pierwszego takiego promu za państwowe pieniądze. Dziś promu nie ma, a stępka została sprzedana na złom. Wśród tych polityków, którzy na początku wakacji nie mają szczęścia, „Stan po Burzy” umieszcza także prezydenta. Okazało się bowiem, że Andrzej Duda nie wyciągnął żadnych wniosków z kontrowersyjnego ułaskawienia pedofila. Równo 2 lata temu niemal kosztowało to Dudę prezydenturę. Teraz „Fakt” ujawnił, że prezydent z niejasnych powodów ułaskawił narkotykową dilerkę, seksbombę, która żyje w luksusie. „Stan po Burzy” rozumie, że Duda już nie wystartuje w wyborach. Ale ułaskawienia dilerki z Instagrama wbrew stanowisku sądu i prokuratury — tego już nie rozumiemy. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 24 seconds
Kaczyński odchodzi na raty. Duda upokorzony. Posłowie PiS doją PZU #OnetAudio
Rośnie cena, za jaką szef PiS Jarosław Kaczyński dokupuje sobie posłów. Początkowo stawką były stanowiska wiceministrów i stołki w państwowych spółkach. Teraz po raz pierwszy Kaczyński kupił głosy za posadę ministra konstytucyjnego — tak politycznie skorumpować się dała Agnieszka Ścigaj, kiedyś związana z Kukiz'15 i PSL, a ostatnio szefowa marionetkowego sejmowego kółeczka o dumnej nazwie Polskie Sprawy. Ścigaj została ministrem od pomocy dla Ukraińców w Polsce, choć rząd ma instytucje, które już się tym zajmują na czele z Urzędem ds. Cudzoziemców oraz Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji, gdzie jest nawet pełnomocnik rządu ds. uchodźców z Ukrainy. To dowód na to, że sprawa jest banalna — to sztuczna teka ministerialna, stworzona tylko po to, aby zdobyć sejmowy głos Ścigaj i paru jej posłów. Dzięki temu balansujący na granicy większości rząd PiS odetchnie z ulgą. Tyle, że za tę ulgę zapłacimy my — apanażami dla pani minister, paliwem do jej służbowego samochodu i pensją dla jej kierowcy. To strategia polityczna Jarosława Kaczyńskiego jak w soczewce — liczy się nade wszystko większość w Sejmie i nie ma nazbyt wysokiej ceny za ową większość. Rozumiejąc aż za dobrze istotę politycznego cynizmu, autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) przypominają jednak pani minister Ścigaj epitety, jakie kierowała pod adresem PiS nie dalej jak jesienią minionego roku. Tak, na pewno PiS się zmienił, pani minister. Na pewno. A podoba się Pani gabinet w Kancelarii Premiera? W sumie jednak powinniśmy się cieszyć. Wszak po wielu groźbach, Kaczyński wreszcie odszedł z rządu, a zatem zwolnił gabinet i żołd na poziomie wicepremiera. Przecież gdyby tylko chciał, mógł dać Ścigaj tę fuchę, prawda? Ale aż tak brawurowy prezes nie był. Właściwie to w ogóle nie był brawurowy. Na swego następcę wybrał najnudniejszego polityka PiS — Mariusza Błaszczaka, szefa MON, a wcześniej MSWiA. Ale nie ma co ziewać, bo przy okazji Kaczyński zasugerował, że to może być jego następca w partii. Szef PiS zarzeka się, że odejdzie na emeryturę w 2025 r. Autorów „Stanu po Burzy” ta 1234. deklaracja prezesa dotycząca emerytury rozbawiła po raz 1234. Bo Kaczyński nie odejdzie nigdy. Nawet gdyby się formalnie pozbył wszystkich stanowisk, to będzie kierował PiS dopóki pozwoli mu na to zdrowie. A zatem Błaszczak nie ma na razie co liczyć na zastąpienie prezesa, choć — obok Morawieckiego, Ziobry, Kurskiego, Brudzińskiego czy Szydło — ma takie ambicje, nawet jeśli je starannie ukrywa. Szans na zastąpienie Kaczyńskiego na pewno nie ma Duda. Przy okazji odejścia prezesa z rządu, prezydent został kolejny raz przez niego upokorzony. Kaczyński o dymisji poinformował sam, dodając z przekąsem, że „z tego co wie”, Duda przyjął jego „rezygnację“. A na uroczystości odwołania przez prezydenta starych i powołania nowych ministrów się nie pojawił. Przecież nie będzie mu jakiś Duda dymisji wręczał. W dodatku pewnie chciałby się przy okazji spotkać, a skoro nie rozmawiają od dwóch lat, to o czym mieliby teraz zacząć gadać? Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 25 seconds
Ziobro chce upić Morawieckiego bimbrem. Stołek Przyłębskiej w Trybunale zagrożony. Kaczyński rozgrzesza agenta, który ma haki na PiS #OnetAudio
Cechą charakterystyczną rządów PiS jest to, że to Jarosław Kaczyński jednoosobowo decyduje o tym, co jest dobre, a co złe, kto jest patriotą, a kto zdrajcą, kto zostanie milionerem, a kto skończy jak parias. Nie są ważne decyzje instytucji, sądów i trybunałów — w państwie PiS Kaczyński jest ostateczną instancją, która decyduje o ludzkich losach. Wie to dobrze Julia Przyłębska, która dzięki osobistej decyzji Kaczyńskiego z przeciętnego sędziego podrzędnego wydziału poznańskiego sądu stała się wodzirejką Trybunału Konstytucyjnego. Dziś Przyłębska drży — mimo wiernej służby dla PiS, nie może być całkowicie pewna, czy zachowa stanowisko. Na początku swych rządów w latach 2015-16 walcząc o przejęcie kontroli nad TK, obóz władzy wprowadził 6-letnią kadencję na fotelu prezesa Trybunału. A Przyłębskiej 6 lat kończy się w grudniu. Co się zatem stanie? Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (ONET) tłumaczą galimatias prawny, dochodząc do jedynego słusznego wniosku: zdecyduje prezes. Na pewno w najbliższych miesiącach pani Julia będzie się jeszcze bardziej, niż zwykle — czy to w ogóle możliwe? — wysługiwała się prezesowi. Tylko dla niego będą lunche, rauty, biby, biesiady, podwieczorki... i wyroki. Pani Julio, „Stan po Burzy” bieży ze słowami wsparcia i otuchy. Proszę popatrzeć na losy Kazimierza Kujdy, wieloletniego prezesa spółki Srebrna, czyli wehikułu finansowego środowiska PiS. „Stan po Burzy” po przetrząśnięciu komunistycznych archiwów już dwa lata temu doszedł do wniosku, że za komuny Kujda był agentem SB. Po nas takie stanowisko powziął Instytut Pamięci Narodowej, a w finale sąd, który właśnie uznał, że Kujda był kłamcą lustracyjnym, bo zaprzeczał, że współpracował z komunistyczną bezpieką. Co na to Kaczyński? Zaatakował sąd, a jakże. Ktoś taki jak Kujda — finansowy reżyser interesów PiS — nie może być wszak agentem, prawda? A to prezes decyduje, kto jest agentem, a kto nie. Poza pełną kontrolą Kaczyńskiego już dziś bodaj jedna, jedyna rzecz w obozie władzy — wojna Zbigniewa Ziobry z Mateuszem Morawieckim. Lider Solidarnej Polski atakuje premiera, zarzucając mu, że pod naciskiem Brukseli chce doprowadzić do nałożenia nowych opłat i podatków na posiadaczy aut spalinowych. Ziobro jest gotów się nawet z Morawieckim napić za Morawieckiego błędy. Proponuje mu pędzony ze śliwek... nielegalny bimberek. Ministrze sprawiedliwości, pan jesteś naprawdę pijany praworządnością. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 29 seconds
Morawiecki zarabia na inflacji. Trzaskowski opowiada duperele. Ludzie Bielana w natarciu na pocztę w Pacanowie #OnetAudio
Podczas rozpoczętego objazdu Polski Jarosław Kaczyński przekonuje, że Zjednoczonej Prawicy żadne trudności są niestraszne. Zbije inflację, znajdzie tani węgiel na opał, opanuje ceny paliw, utrzyma programy socjalne, no i da zdecydowany odpór wrogom Polski. Bo wrogowie w dużej liczbie czają się nie tylko na Wschodzie, ale także na Zachodzie (to już prezesowski standard), oraz (to nowość) zaczynają się wyłaniać na Północy. „Stan po Burzy” zauważa — z pewnym cieniem złośliwości — że spotkania prezesa z suwerenem są w praktyce pokazówkami z działaczami PiS w roli ludu. W dodatku widzimy — już bez złośliwości — że na tych spotkaniach Kaczyński, zazwyczaj mówiący z głowy, ma wynotowany dyżurny ciąg liczb, które mają pokazywać, jak wiele dobrego zrobiły w ciągu 7 lat rządy PiS. Ta kartka to symbol — Kaczyński jeździ w teren z podsumowującą wyliczanką, dlatego, że nie ma w tej chwili niczego nowego, co mógłby zaoferować wyborcom. Pojawiały się co prawda pogłoski o podniesieniu 500 plus do 700 zł, a nawet do 1000 zł miesięcznie. Miały być dłuższe o 5 dni urlopy. Wreszcie — 14. emerytura miała być na stałe. Nic z tego — żadnej takiej obietnicy Kaczyński nie złożył. I w ciągu najbliższych miesięcy nie złoży. Powód jest prosty. Wbrew opowieściom prezesa — nie ma na to pieniędzy. Zabawne jest zresztą to, że podczas spotkań prezes najpierw peroruje o opływających w kasę rządach PiS, by potem utyskiwać na rosnące oprocentowanie polskich obligacji, co w praktyce oznacza, że rząd się zadłuża i musi drożej płacić za pożyczanie pieniędzy na rynkach finansowych. Jednym z beneficjentów tej sytuacji jest premier Mateusz Morawiecki, który w ostatnim roku polikwidował swe liczne lokaty bankowe i za ponad 4,6 mln zł kupił obligacje skarbu państwa. Premier mówi, że jest dumny, bo w ten sposób wspomaga Polskę. Szkopuł w tym, że Morawiecki zarabia na inflacji, która innych — nie posiadających milionowego majątku — dobija. Morawiecki kluczy w sprawie obligacji. Występując w Sejmie, nie rozwiał żadnych wątpliwości co do swego majątku. Próbował za to odwrócić uwagę od swego majątku, atakując Rafała Trzaskowskiego. Prezydent stolicy dał premierowi pretekst. Wywołał skandal, gdy jako gość podcastu WojewódzkiKędzierski w Onecie dumnie oświadczył, że w młodości był — tu cytat — „dupiarzem”. BurzyńskaStankiewicz zapraszają Trzaskowskiego na dogrywkę. Prezydencie, wpadnij do nas i wytłumacz, czy miałeś na myśli swe podboje erotyczne, czy też to, że byłeś „dupowaty”. Bo wszyscy myślą o testosteronie, a my obstawiamy szczenięce kompleksy. Testosteron podszyty kompleksami w dodatku podczas wizyty na poczcie — to nie wróży dobrze. Minister Michał Cieślak z Kancelarii Premiera latami robił wszystko, by nikt o nim nie słyszał — czyli nie robił nic. I nagle postanowił odwiedzić pocztę w Pacanowie. Tam rzutka kierowniczka nawciskała mu za drożyznę, pokazując, że sielskie życie ministra ma się nijak do kłopotów suwerena. Cieślak zadzwonił do swego partyjnego kolegi, kierującego pocztą w Kielcach, żeby kierowniczkę wyrzucił na zbity pysk. I pewnie tak by się skończyło, gdyby nie złe — czyli niezależne od PiS — media, na które tak narzeka Kaczyński podczas swego objazdu. Gdy dziennikarze opisali pacanowską tyradę Cieślaka, szef PiS był zmuszony wyrzucić go z rządu. Żegnamy bez żalu, ministrze. Możesz wrócić do nicnierobienia. Dla Polski, rzecz jasna. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 28 seconds
Agent SB głównym kadrowym PiS w spółkach. Morawiecki „sanuje” sądy na kolacyjkach z Manowską. Czy to PiS ograł Unię, czy Unia ograła PiS w sprawie KPO? #OnetAudio
Jednym z głównych haseł tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości w wersji PiS było odsunięcie sędziów, działających pod dyktando polityków. „Stan po Burzy” w pełni popiera ten postulat. Tyle, że rządowe maile wykradzione przez hakerów ze skrzynki szefa Kancelarii Premiera, pokazują, że to tylko propagandowe hasło. Obóz władzy po prostu obsadził sądy swoimi ludźmi, spotyka się z nimi i wydaje im dyrektywy. Dobry przykład to szefowa Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska, była wiceminister sprawiedliwości w resorcie Ziobry. Od momentu nominacji na sędziego Sądu Najwyższego jesienią 2018 r. Manowska była nieformalną liderką grupy sędziów, których wprowadził tam PiS. W maju 2020 r. została — dzięki PiS i prezydentowi — szefową Sądu Najwyższego. Maile Dworczyka pokazują sytuację z jesieni 2019 r., gdy Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego — ulubiona zabawka Ziobry, obsadzona przez jego prokuratorów przebranych w sędziowskie togi — zawiesiła olsztyńskiego sędziego Pawła Juszczyszyna za krytykę działań obozu władzy w sądownictwie. Premier Morawiecki wysyła wówczas maila do swych najbliższych współpracowników. Jedzie z gospodarską wizytą w Polskę, ale domaga się pilnego przesłania kilku „bulletów”, czyli krótkich zdań, w których dostanie argumenty za zawieszeniem Juszczyszyna, by mógł je przedstawić mediom w krótkich chwilach wytchnienia od przecinania wstęg. Słowa-klucze to dla Morawieckiego „sanowanie” i „chaos”. Swoją drogą premier żąda nawet, aby współpracownicy ustawili dziennikarza, który go o to zapyta — a niezawodne TVP wykonuje rozkaz celująco. Co ma do tego Manowska? Otóż, premier pisząc do swych ludzi przywołuje wspólne biesiadowanie z Manowską — i to dzień przed zaplanowaną rozprawą Izby Dyscyplinarnej w sprawie Juszczyszyna. „Mam prośbę o ściągnięcie tych zapisów od pani Manowskiej, które wczoraj cytowała podczas kolacji” — czyli Morawiecki chciał w sprawie Juszczyszyna wykorzystać argumentację, którą przedstawiła mu Manowska podczas wspólnej konsumpcji. Szanowna Pani Prezes, czy mamy rozumieć, ze podczas sympatycznej kolacyjki rozmawialiście o wyroku, który miał zapaść następnego dnia? To jest odpolitycznienie sądów w waszej wersji? „Stan po Burzy” analizuje sytuację w sądownictwie także pod kątem decyzji Komisji Europejskiej, która po roku zwłoki, zgodziła się sfinansować polski Krajowy Plan Odbudowy, czyli pakiet inwestycji wart dziesiątki miliardów euro. Co prawda PiS Izbę Dyscyplinarną SN zlikwidował, ale sędziowie tacy jak Juszczyszyn — wbrew postulatom Brukseli — nie są przywracani do pracy. Dlaczego zatem mimo to Komisja Europejska zdecydowała się zaakceptować KPO? To polityka — dla Brukseli niewygodna była sytuacja, gdy wstrzymuje fundusze dla kraju, który pomaga uchodźcom wojennym. Z drugiej jednak strony akceptacja dla KPO to pusta decyzja, bo wypłata pieniędzy ruszy najwcześniej jesienią i będzie poprzedzona sprawdzeniem, czy rząd wypełnia tzw. kamienie milowe, czyli czy realizuje konkretne ustalenia z Brukselą. A zatem to nie jest koniec gry o KPO, tak naprawdę to dopiero początek. „Stan po Burzy” jak zwykle z satysfakcją wita kolejny partyjno-państwowy awans Kazimierza Kujdy, dawnego prezesa partyjnej spółki PiS — „Srebrna”. Kujda poszedł w odstawkę, gdy okazało się, że jest na niego teczka w zbiorze zastrzeżonym, czyli spec archiwum dawnej bezpieki. „Stan po Burzy” ma tę teczkę TW „Ryszarda”. Ba, mamy nawet drugą teczkę Kujdy — zestaw dokumentów, które przesłał do sądu lustracyjnego, by się bronić. Dokumenty paszportowe i zgłoszenia dewizowe z czasów PRL, notatniki z lat 70., kwity z każdego zagranicznego wyjazdu z czasów komuny i sporo zdjęć — widać, że Kujda ma bardzo zacne archiwum domowe, a w nim dużo, dużo ciekawych kwitów. Tak się składa, że ilekroć autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) pokazują tę drugą teczkę Kujdy, tylekroć Kujda dostaje awans. Najpierw dostał od Jarosława Kaczyńskiego fuchę w radzie nadzorczej Polskiej Spółki Gazownictwa, kluczowej dla bezpieczeństwa energetycznego Polski. Potem został ekspertem w Ministerstwie Klimatu — także strategicznym w kwestiach energetyki. Teraz nastąpiła kulminacja — Kujda zasiadł na stołku szefa gabinetu wicepremiera Jacka Sasina, który nadzoruje państwowe spółki. TW Rysiek — którego proces lustracyjny wciąż trwa — jako główny kadrowiec w spółkach skarbu? Tego nawet „Stan po Burzy” nie byłby w stanie wymyślić. A to pewnie wciąż nie koniec, bo znów pokazujemy w programie teczkę ostrzegawczą Kujdy. Skoro o absurdach mowa, to — za radą rządzących — idziemy w las. Radzimy, jak w obliczu kryzysu energetycznego zbierać chrust zgodnie z linią polityczną Zbigniewa Ziobry, który kontroluje nie tylko sądy i prokuraturę, ale także... polskie lasy. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.
10/18/2022 • 10 minutes, 28 seconds
#58 - Zwycięstwo Ziobry, osłabienie Morawieckiego. Wewnątrz rządu powstanie drugi rząd - Jarosława Kaczyńskiego
W miniony weekend wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości były jednoznaczne. Napięcie narastało w sposób niebywały. PiS był zdeterminowany i gotów był dopuścić się bratobójstwa na partii Zbigniewa Ziobry. Przyszedł poniedziałek i sytuacja uległa zmianie - Ziobro i Kaczyński zaczęli negocjować kompromis. Dlaczego na nowo rozkwitło to uczucie? Ano dlatego, że nikt nie miał interesu w rozpadzie koalicji. Mniejszościowym rządem Kaczyński nie byłby w stanie przeprowadzić tego, co planuje. Szef PiS dogadał się więc ze Zbigniewem Ziobrą i Jarosławem Gowinem. Kto z tej akcji wychodzi najbardziej osłabiony? Jaką ofertę Jarosławowi Kaczyńskiemu złożył Zbigniew Ziobro? Kto jest najbardziej niezadowolony z prawdopodobnej, nowej funkcji prezesa PiS? Kiedy pojawiły się plotki o tym, ze Kaczyński może wejść do rządu jako wicepremier, to najbardziej nerwowo zaczęli reagować ludzie Morawieckiego. To zmienia zasadniczo układ sił zarówno w obozie rządowym, jak i w PiS. Przy tym koalicyjnym konflikcie okazało się, że część polityków PiS-u jest bardzo niechętna premierowi. Ziobro wygenerował więc konflikt, w którym niektórzy politycy Prawa i Sprawiedliwości zmuszeni byli stanąć po jego stronie. Jarosław Kaczyński się cofnął i dogadał się z ministrem sprawiedliwości. Którzy politycy partii rządzącej są przeciwni namaszczeniu Morawieckiego na następcę prezesa PiS? A jak na konflikt wewnątrz Zjednoczonej Prawicy zareagowała opozycja? W ostatnich dniach całą swoją uwagę skupiła na dyskusjach, czy składać wniosek o wotum nieufności dla Zbigniewa Ziobry, czy nie. Doprowadziło to do kłótni w Platformie Obywatelskiej, która jest w tej chwili w absolutnym rozkładzie i po jej stronie nie widać nawet światełka w tunelu. Kaczyński oczywiście stara się wykorzystywać strukturalne słabości opozycji, która nie panuje nad własnymi posłami i nie jest w stanie przeprowadzić żadnej operacji politycznej. Do jakich celów w najbliższym czasie Jarosław Kaczyński planuje posłużyć się opozycją? I czy opozycja po raz kolejny przyczyni się do wygranej prezesa?